Nawigacja

Historia z IPN

Bohaterowie z boiska: Józef Szkolnikowski – ku chwale Ojczyzny i polskiego futbolu

Prawdziwa legenda Wisły Kraków – był jej współzałożycielem, pierwszym kapitanem, a następnie prezesem. Przeszedł do historii także jako pierwszy selekcjoner polskiej kadry, człowiek, który przygotowywał reprezentację do debiutanckiego meczu z Węgrami sprzed ponad 100 lat. Ale Józef Szkolnikowski – bo o nim mowa – to też bohater z krwi i kości, który walczył o niepodległość na wielu frontach. Właśnie mija 65 lat od jego śmierci.

Jeszcze nie nastał pamiętny listopad 1918 roku, gdy Polska powróciła na mapę świata, a Szkolnikowski już uchodził za krzewiciela futbolu w Galicji, znajdującej się w zaborze austriackim.

Pochodził z Podola, ale swe pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Krakowie. Szybko stał się żyjącą legendą tego miasta. Już jako uczeń przejawiał chęć do gry, czego najlepszym przykładem było współzałożenie szkolnej drużyny – Wisły. Przyszły prezes klubu grał na pozycji bramkarza, będąc jednocześnie pierwszym kapitanem zespołu.

Józef Szkolnikowski, działacz sportowy, członek zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki – fotografia portretowa. Fot. NAC

Tak początki Wisły zapamiętał uczestnik tamtych wydarzeń, Roman Wilczyński:

Profesor II Wyższej Szkoły Realnej w Krakowie Tadeusz Łopuszański w roku 1906, a było to na wiosnę, po zajęciach szkolnych zatrzymał nas w klasie, proponując utworzenie klubu sportowego... Opowiadał, jak to w innych państwach rozwija się sport, więc i my, Polacy, musimy włączyć się w ten nurt. Na te słowa radość taka zapanowała, żeśmy zaczęli klaskać i niejednemu łza pokazała się w oku”.

Co ciekawe, to Szkolnikowski miał być pomysłodawcą nazwy klubu, który w przyszłości stał się jedną z najbardziej utytułowanych drużyn w Polsce. Jedenastkę złożoną z uczniów krakowskiej szkoły – czytamy we wspomnieniach świadka – „od nazwiska jej kapitana nazywano drużyną Szkolnikowskiego. Wybrał on barwy jasnobłękitne z kółkiem półczarnym półbłękitnym na lewej piersi i nazwę »Wisła«".

Gdy w końcu lipca 1914 roku rozeszła się wieść o wybuchu wojny, Szkolnikowski miał 25 lat i już uznane nazwisko w krakowskim środowisku piłkarskim. Jako poddany cesarza Austrii i króla Węgier nie miał wyboru – wyruszył na front w mundurze obcej armii. Służył w batalionie saperów, a za odwagę był wielokrotnie odznaczany. Pod koniec wojny, jako podkomendny kpt. Bolesława Roi, przygotowywał się do przejęcia Krakowa z rąk Austriaków – w tym celu ukrył w klasztorze kapucynów kilkadziesiąt kilogramów materiałów wybuchowych. Szczęśliwie jednak nie zostały one użyte, bo zaborcy nie kwapili się do walki o miasto. W listopadzie 1918 roku Szkolnikowski brał też udział w walkach o polskość Lwowa.

W 1919 roku wstąpił do odrodzonego Wojska Polskiego, a już rok później – w stopniu kapitana – musiał bronić Ojczyzny przed bolszewicką nawałą. To on m.in. dowodził wysadzeniem mostu pod Kijowem, opóźniając w ten sposób pochód wojsk nieprzyjaciela. Za odwagę został odznaczony Krzyżem Walecznych.

W międzyczasie był zapalonym działaczem sportowym – był w gronie założycieli Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN). Pełnił funkcję wiceprezesa PZPN oraz szefa Wydziału Gier. W latach 1919–1921 był prezesem Wisły Kraków.

Szkolnikowski był współzałożycielem „Przeglądu Sportowego”, którego pierwszy numer ukazał się 21 maja 1921 roku.

Dążeniem naszym będzie, pomijając kronikę i wiadomości bieżące, stworzyć z niniejszego organu pismo o charakterze wybitnie naukowym, które by stanowiło w swym dziale w przyszłości poważną ostoję polskiej myśli i wybitnie polskiego systemu wychowania sportowego. Nie ominiemy żadnego działu ćwiczeń cielesnych, mającego pewną wypróbowaną wartość dla ogólnej zdrowotności organizmu, to też staraliśmy się o współpracę wybitnych fachowców wszystkich tych dziedzin, których imiona same za siebie mówią” – tłumaczyli twórcy pisma.

To właśnie zasłużonemu działaczowi Wisły – jako selekcjonerowi kadry narodowej – przypadła zaszczytna rola przygotowania futbolowej reprezentacji Polski do pierwszego, historycznego meczu na arenie międzynarodowej.

Okładka „Przeglądu Sportowego” z 1921 r. 

„Przegląd Sportowy” informował:

„W żadnym kraju nie czyniono tak starannych przygotowań do zawodów międzypaństwowych jak u nas. Dzięki temu, że w listopadzie kluby zakończyły starym zwyczajem swój sezon, poświęcono cały miesiąc na to, by wybrać najodpowiedniejszych kandydatów i by ich utrzymać w treningu choćby tylko przez urządzanie zawodów... Drużyna zatem miała dość czasu i sposobności, by wzajemnie się poznać, zgrać i stworzyć całość, która niczym się nie różni od zespołu jakiegoś klubu”.

Szkolnikowski ostatecznie do Budapesztu nie pojechał. Na trenerskiej ławce Polaków zasiadł… Węgier – Imre Pozsonyi. Nie był to wybór przypadkowy, niedawno węgierski szkoleniowiec zdobył z Cracovią pierwsze mistrzostwo ligi (1921). Sam, z racji pochodzenia, dobrze znał przyszłych boiskowych rywali.

Choć Szkolnikowski był ściśle związany z krakowską Wisłą, o sile polskiej drużyny stanowili… zawodnicy miejscowego rywala – Cracovii. 18 grudnia 1921 roku na boisko wybiegli: Jan Loth (Polonia Warszawa) – Ludwik Gintel (Cracovia), Artur Marczewski (Polonia Warszawa) – Zdzisław Styczeń (Cracovia), Stanisław Cikowski (Cracovia), Tadeusz Synowiec (Cracovia, kapitan) – Stanisław Mielech (Cracovia), Wacław Kuchar (Pogoń Lwów), Józef Kałuża (Cracovia), Marian Einbacher (Warta Poznań), Leon Sperling (Cracovia).

Podróż na Węgry trwała… 37 godzin! Polscy piłkarze jechali do Budapesztu z „przygodami” – po drodze było kilka przesiadek, trwające wiele godzin postoje i awarie składu. Nasze „orły”, mimo znużenia podróżą i niewyspania, osiągnęły na terenie faworyzowanego rywala dobry wynik – za taki bowiem uznano minimalną porażkę 0:1.

Drużyna Polski na mecz z Węgrami (rozegrany w Budapeszcie 18.12.1921 roku). Widoczni: Jan Loth (stoi 6. z lewej), Ludwik Gintel (klęczy 1. z prawej), Artur Marczewski, Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski (klęczy 2. z lewej), Tadeusz Synowiec (klęczy 2. z prawej), Stanisław Mielech (stoi 2. z lewej), Wacław Kuchar (stoi 4. z lewej), Józef Kałuża (stoi 3. z lewej), Marian Einbacher, Leon Sperling, 1921 r. Fot. NAC

Pod wrażeniem występu Polaków był sędzia Karol Graetz, który po meczu przyznawał:

Młody ten team sympatycznie mnie zadziwił. Walczył on mimo długiej, bardzo nużącej podróży z zapałem aż do samego końca tak, iż tempo gry najsilniejsze było na samym końcu. (…) Była to „fair” walka młodej reprezentacji polskiej, przeciw rutynowanym węgierskim internacjonałom. Obie drużyny, jak i publiczność, wykazały wielką dyscyplinę sportową”.

Z kolei na łamach węgierskiej gazety „Nemzeti sport” podkreślono:

„Niepodległość pozwoliła Polakom w ciągu niespełna 2 lat uzyskać tak w atletyce, jak i footballu, takie rezultaty, które wykazują wybitne zdolności sportowe Polaków. Przesądy musiały ustąpić trzeźwości. Nasi gracze przekonali się, że mają do czynienia z poważnym przeciwnikiem”.

Po przygodzie z reprezentacją i walce w obronie granic Rzeczypospolitej, Szkolnikowski poświęcił się robieniu kariery wojskowej. W 1922 roku został awansowany na majora. Nie oznacza to, że nie udzielał się już na arenie sportowej. Był m.in. sędzią lekkoatletycznym na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie (1928).

We wrześniu 1939 roku ponownie chwycił za broń. Bronił Ojczyzny, a po kapitulacji – przez Rumunię – przedostał się do Francji, gdzie zaczęto formować Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Szczęśliwie uszedł z życiem podczas jednego z niemieckich ataków na pociąg transportowy. Skończyło się na bolesnej ranie pięty, z którą borykał się do końca życia. Ostatecznie trafił do armii gen. Władysława Andersa, z którą przeszedł następnie cały szlak bojowy.

Po wojnie mieszkał przez jakiś czas w Szkocji, gdzie zajmował się szkoleniem polskich żołnierzy. W 1948 roku wrócił do opanowanego przez Sowietów i rodzimych komunistów kraju. Podjął tę trudną decyzję mimo przeszłości w „armii imperialistów”, jak m.in. obca propaganda określała polskie wojsko tworzone na Zachodzie. Wiele ryzykował, o powrocie przesądziła jednak tęsknota za rodziną. Zwodzony obietnicami i kuszącymi propozycjami, Szkolnikowski odmówił wstąpienia do „ludowej” armii, ściągając tym samym na siebie gniew władz komunistycznych. Latami utrudniano mu codzienną egzystencję…

Człowiek, bez którego nie sposób mówić o historii polskiej piłki nożnej, długo poszukiwał pracy, aż znalazł zatrudnienie jako recepcjonista. Zamieszkał w Katowicach. Tam też zmarł 9 stycznia 1958 roku, doznając zawału serca.

Waldemar Kowalski (Instytut Pamięci Narodowej)

do góry