Dzień wcześniej, ok. godz. 18.00, w gospodarstwie Piotra Tomaszewskiego we wsi Wyrąb Karwacki w pow. przasnyskim pojawiła się grupa umundurowanych i uzbrojonych mężczyzn. Byli to żołnierze Narodowego Zjednoczenia Wojskowego dowodzeni przez st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. „Rój”. Oprócz niego w oddziale znajdowali się: sierż. Stanisław Okuniecki ps. „Kruk”, sierż. Ildefons Tadeusz Żbikowski ps. „Tygrys”, plut. Józef Maruszewski ps. „Sęp”, Piotr Grzybowski ps. „Rekin”, Władysław Grudziński ps. „Pilot”, Tadeusz Suwiński ps. „Sokół”, Bronisław Kaczmarczyk ps. „Kogut”, NN ps. „Piorun” oraz Jerzy Dziemieszkiewicz ps. „Żbik”.
Dramatyczny nocleg
Przybysze oświadczyli gospodarzowi, że zamierzają u niego nocować i zabronili domownikom opuszczać mieszkanie. Schronili się w jednym z pomieszczeń, przynieśli ze stodoły słomę, przygotowując sobie legowiska na podłodze. Większość z nich pozostawała przez cały czas w środku. Jeden, ubrany dla niepoznaki w ubranie cywilne, stale trzymał straż na podwórzu.
Członkowie oddziału zainteresowali się szczególnie lokatorem Tomaszewskich – Henrykiem Ropelewskim, nauczycielem ze szkoły w pobliskim Fijałkowie. Został wezwany do zajmowanego przez nich pomieszczenia i poddany dokładnemu badaniu. Pytali się go: czy posiada legitymacje partyjną PPR (nie posiadał) i jakich przedmiotów uczy w szkole (m.in. historii). Komendanta interesowało zwłaszcza, w jaki sposób uczy dzieci historii, a przede wszystkim, jak przedstawia im kwestię kształtowania się wschodnich i zachodnich granic Polski.
Ropelewski zeznawał później:
„Kiedy dałem im odpowiedź z uwzględnieniem korzyści jakie Polska uzyskała przez przyłączenie Ziem Odzyskanych, oraz powody dla których tereny wschodnie Polski oddano ZSRR, bandyci, a właściwie Komendant doskoczył do mnie i zaczął okładać pięściami po twarzy pytając czy ja jestem komunistą, czy Polakiem”.
Nauczyciel, jak ocenili członkowie oddziału, „komunista, który demoralizuje dzieci i nie wychowuje [ich] na prawych ludzi”, został ukarany dotkliwymi batami. Szczęśliwie dla siebie uniknął gorszego losu: zdenerwowany „Sęp” gotów był go powiesić w stodole. Darował mu życie jedynie ze względu na gospodarzy.