„Uprzejmie proszę o łaskawe poinformowanie mnie, gdzie mam przesłać do oceny czwartą zwrotkę »Pierwszej Brygady«”
– zwrócił się do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego 20 lutego 1937 r. emerytowany nauczyciel z Wołkowyska, Piotr Cynowski. Z kolei inspektor szkolny dr Aleksander Wielkoszewski informował urząd, że w Głównej Księgarni Wojskowej w podręczniku jest podany inny tekst pieśni niż w książce „Boje o Polskę Marszałka Józefa Piłsudskiego” Szczerbowskiego, a nauczyciel z poznańskiego, który uczył „Pierwszej Brygady” według tej ostatniej, naraził się opinii publicznej. Te listy zawiera tekturowa teczka przewiązana sznurkiem, z odręczną adnotacją „Przechowywać trwale”, znajdująca się w zbiorach wojskowej czytelni w Rembertowie. Wynika z niej, że, by rozwiązać problem, Naczelnik Wydziału dr J. Balicki zwołał na 5 października 1934 r. konferencję „w sprawie ustalenia tekstu i melodii pieśni: »Boże coś Polskę« i »Pierwszej Brygady«”.
Melodia bez słów
Sprawie nadano bieg i 23 października 1934 r. emerytowany ppłk Andrzej Tadeusz Hałaciński, reprezentant Browaru Goetza w Okocimiu, dostał pismo:
„Ze względu na konieczność ustalenia właściwego tekstu pieśni »Pierwsza Brygada« [...] proszę Pana Pułkownika o łaskawe nadesłanie do WBH następujących informacji: miejsca i okoliczności powstania pieśni, dokładnego tekstu”.
Hałaciński odpowiedział, że pochodzenia melodii nie zna, ale że była grana przez orkiestrę 5. pułku piechoty Legionów zanim zaistniały słowa. Prosił, by zwrócić się w tej sprawie do kpt. Piotra Peruckiego, kapelmistrza pierwszej orkiestry I Brygady, bo to właśnie on wprowadził ją jako marsz, a „żywa, przejmująca melodia” stała się ulubioną w 5. pułku piechoty. Hałaciński słyszał ją już w grudniu 1914 roku, w czasie walk pod Łowczówkiem. Dodał, że zimą 1915/1916 roku zwrócił się do niego kpt. Stefan Zielan-Zieliński, by dorobił do utworu słowa.
„Że jednak posiadam zbyt słabą pamięć muzyczną, a melodia tego marsza wydała mi się bardzo zawiła, nie mogłem jej opanować pamięciowo, więc wszelkie usiłowania w tym kierunku, przed nauczeniem melodii, uznałem za bezcelowe. Z wiosną zostałem odkomenderowany na tak zwaną »Jagdkompanię« pod Serchów i straciłem bezpośredni kontakt z Brygadą. Dopiero w lecie 1916 roku na pozycjach na Reducie (Kostiuchnówka ) Zielan odwiedził mnie specjalnie, nalegając o ułożenie słów, które chciał zamieścić w »Zuchowatym« (gazeta Legionowa). Jednakowoż, wkrótce po tej rozmowie nastąpił okres walk o Polską Górę, odwrót pod Stochód, co realizację tej myśli uniemożliwiało. Później wypadki potoczyły się w szybkim tempie. Miryn – dymisja Komendanta, Baranowicze – akt 5 listopada, Pułtusk, Różan, Zegrze, okres »przysięgi« – pożegnania Szczypiorniaków”
– wspomina Hałaciński. Niczego wówczas nie był w stanie napisać. W Siedliskach pod Przemyślem rozwiązano pułk i wtedy znów Zielan-Zieliński spytał go o słowa.
„Kończyła się rycerska epopeja legionowa. Chodziło już nie o żołnierską, beztroską piosenkę marszową, ale o zachowanie tradycji i przekazanie jej w formie nastrojowej pieśni. I wówczas dopiero odczułem w całej formie, jak bardzo melodia ta zrosła się z naszym losem. Tyle, że nie miałem pamięci muzycznej, nadal nie umiałem jej opanować. Posłyszawszy to, kolega »Zielan« zaprowadził mnie na kwaterę kolegi Władysława Kozakiewicza. Władek był chory na malarię i osłabiony gorączką leżał na podłodze na sienniku. Usiadłem obok niego, a on zdjął skrzypce ze ściany i grał, i grał. W ten sposób złapałem melodię, nasłuchawszy się przy okazji o muzycznych trioletach. Mogłem ją samodzielnie nucić, fałszując co prawda pojedyncze tony, lecz z bezwzględną wiernością rytmiczną. No i rozstaliśmy się. Potem los rzucił mnie do południowego Tyrolu. Jeszcze w drodze z Wiednia do Trydentu, przy niekończącej się puli preferansa, kolega Alojzy Gluth-Nowowiejski i inni powtórzyli lekcję muzyki. Grozili zemstą wszystkich bogów, jeżeli słów do niej nie ułożę”
– opisuje Hałaciński. Za odmówienie przysięgi na wierność cesarzowi, Austriacy wysłali ich transportami na front włoski.