Nawigacja

Historia z IPN

Włodzimierz Suleja: „Godzina W”. Decyzja

Według pierwotnych planów, formułowanych na przełomie 1943 r. i 1944 r., Warszawa z „Planu Burza” została wyłączona. Walkę o stolicę dowództwo Armii Krajowej zamierzało podjąć tylko w przypadku wezwania do powszechnego powstania.

  • Żołnierze AK podczas akcji „Burza” w Lublinie, lipiec 1944
    Żołnierze AK podczas akcji „Burza” w Lublinie, lipiec 1944

Tymczasem do połowy lipca, pomimo gwałtownych postępów Armii Czerwonej, prowadzącej od ostatnich dni czerwca tzw. operację białoruską, nic nie zapowiadało jeszcze militarnego załamania się III Rzeszy. Jeszcze 7 lipca w depeszy skierowanej do gen. Komorowskiego, Naczelny Wódz nakazywał, zgodnie z instrukcją z 20 listopada 1943 r., „stopniowe uruchomienie Burzy”. I choć rząd domagał się, by działania podejmowane w ramach „Burzy” określać mianem powstania, Sosnkowski zdecydowanie stał na stanowisku, iż

„nie wolno używać tej nomenklatury, by nie pociągać ludności do źle obliczonego zrywu powszechnego i nie wprowadzać w błąd niższych dowódców terenowych”.

Sytuacja, w ocenie przede wszystkim dowództwa Armii Krajowej, uległa radykalnej zmianie po 20 lipca. W depeszy, wyekspediowanej przez gen. Komorowskiego do sztabu Naczelnego Wodza, kategorycznie sformułowane zostało już jej pierwsze zdanie.

„Oceniam, że na froncie wschodnim Niemcy ponieśli klęskę”

– stwierdzał Komendant Główny AK.

Wynikało stąd przekonanie, że Armia Czerwona nie tylko dotrze do Wisły, ale też bez większego oporu ze strony Niemców przejdzie ją, kontynuując marsz na zachód. Według Komorowskiego

„ostatni fakt zamachu na Hitlera, łącznie z położeniem wojennym Niemiec, doprowadzić może do ich załamania się w każdej chwili. Zmusza to nas do stałej i pewnej gotowości do powstania”

– konkludował.

Wobec czerwonego niebezpieczeństwa

Decyzja Komorowskiego, będąca wynikiem sztabowej narady z generałami Tadeuszem Pełczyńskim i Okulickim, uzgodniona już 22 lipca z delegatem Janem Stanisławem Jankowskim, oznaczała, iż rejonem przyszłych walk powstańczych stanie się również stolica kraju. Kierownictwo państwa podziemnego nie miało najmniejszych złudzeń, że wkroczenie Armii Czerwonej oznacza „zlikwidowanie niepodległości Polski”, a w najlepszym przypadku polityczne podporządkowanie jej „po okrojeniu od wschodu”. W tej sytuacji, nie przerywając ani na chwilę walki z Niemcami, należało

„zmobilizować duchowo do walki z Rosją całe społeczeństwo w Kraju, nie wyłączając tych czynników, które mogłyby wpaść pod wpływy sowieckie i posłużyć do rozłożenia jednolitego, frontu polskiego”.

Ten fragment dokonanej 22 lipca diagnozy, przewidującej „w razie próby zgwałcenia Polski” podjęcie z Sowietami otwartej walki, niezwykle szybko znalazł wymowne potwierdzenie. Tego samego dnia radio moskiewskie nadało komunikat informujący o powstaniu, na rzekomo wyzwolonych terenach, Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego i o ogłoszeniu przez niego manifestu. To dekoracyjne, tworzone przez ludzi wysługujących się Stalinowi (Wasilewska, Stanisław Radkiewicz, Stefan Jędrychowski) ciało, w rzeczywistości uformowane 21 lipca w Moskwie, stawało się drogą faktów dokonanych konkurencyjnym wobec prawowitych władz ośrodkiem dyspozycji politycznej.

Na jego czele stanął „socjalista” Edward Osóbka-Morawski. Zastępowali go Wasilewska i krewniak Wincentego Witosa, Andrzej – nazwisko chłopskiego przywódcy posłużyło do zwyczajnego kamuflażu. Charakterystyczne, że kluczowe, z punktu widzenia komunistów, resorty – „bezpieczeństwa publicznego” oraz informacji i propagandy – przydzielono zaufanym, czyli Radkiewiczowi, który właśnie wówczas rozpoczynał swą złowrogą karierę, i Jędrychowskiemu.

Propagandową, a wprowadzającą społeczeństwo polskie w błąd, wizytówką Komitetu (nie bez przyczyny porównywanego niekiedy do rewolucyjnego rządu utworzonego w Białymstoku w 1920 r. na czele z Dzierżyńskim) był manifest. Jego adresatem był „naród polski”. Dokument, pomijający milczeniem sprawę niepodległości Polski, zawierający niejasne, pokrętne sformułowania dotyczące przebiegu granic (na zachodzie „polskie słupy graniczne” obiecywano stawiać nad Odrą, na wschodzie rozgraniczenie miano dokonać w oparciu o zasadę „przyjaznego sąsiedztwa”), koncentrował się na problematyce ustrojowej. Odrzucenie postanowień konstytucji kwietniowej przerywało ciągłość państwową II Rzeczypospolitej i umożliwiało zarazem kwestionowanie legalności poczynań Rządu RP w Londynie. Trudno się więc dziwić, że legalną władzą w ujęciu tego dokumentu była wyłącznie kryptokomunistyczna Krajowa Rada Narodowa, rząd zaś, na czele którego stał Mikołajczyk, był po prostu władzą „samozwańczą”.

Czytaj całość na portalu przystanekhistoria.pl

do góry