Nawigacja

Historia z IPN

Marta Marcinkiewicz: Internowanie kobiet w stanie wojennym

Internując 1008 kobiet Czesław Kiszczak i Wojciech Jaruzelski stosowali nie tylko zasady swoiście pojmowanego „humanitaryzmu”, o którym zachodnim korespondentom chętnie opowiadał rzecznik rządu Jerzy Urban, ale również zasady równouprawnienia.

W tzw. wojnie polsko-jaruzelskiej kobiety stały się bowiem jeńcami na równi z mężczyznami. Tematyka ich internowania obrosła jednak wieloma mitami, związanymi choćby z bardzo dobrymi warunkami bytowymi, w których kobiety miały zostać ulokowane.

Te przestępczynie…

„A więc to są te przestępczynie
pielęgniarki prządki
doktorzy filologii i chemii
dziewczyny od teleksów i telefonów
niebezpiecznie dla państwa wywleczone z łóżek
w nocnych koszulach Przybite do krzyży
zdrętwiałych kręgosłupów przywalone
twardym wiekiem s u k Z żółcią
w ustach z krwią spływającą po udach
z wołaniem w uszach (dziecko na puszczy pokoju)
z sercem obsuwającym się jak góra w mroku”

Tak pisał o pozbawionych wolności kobietach w 1982 r. również internowany poeta, Wiktor Woroszylski. Kim były? Wykonywały różne zawody i były w różnym wieku, najstarsza internowana kobieta miała 63 lata, najmłodsza 19, generałowie nie czynili wyjątków ani dla tych ciężko chorych, ani dla tych w ciąży. Sposób ich zatrzymywania nie różnił się właściwie od zatrzymywania mężczyzn – były wyciągane w środku nocy z domów, a w sytuacji stawiania oporu funkcjonariusze SB wykorzystywali swą przewagę fizyczną. Standardowo też, podobnie jak w wypadku mężczyzn, straszono je odnośnie celu podróży. „ZSRR”, „białe niedźwiedzie”, „Estonia” – to tylko niektóre z haseł, które padały z ust funkcjonariuszy, konwojujących kobiety. Sam transport, czasami kilkunastogodzinny, odbywał się w warunkach nieludzkich.

Gołdap – ośrodek „pokazowy”

Początkowo władze planowały umieścić wszystkie w ciężkich warunkach Zakładu Karnego dla Kobiet Bydgoszcz-Fordon, jednak ostatecznie z pomysłu zrezygnowano. Potrzeba poprawy własnego wizerunku poprzez pokazanie światu, że internowanym stworzono warunki wręcz sanatoryjno-urlopowe spowodowała, że większość z nich ulokowano w Ośrodku Wczasowym Zarządu Głównego Związku Zawodowego Pracowników Prasy, Książki, Radia i Telewizji w Gołdapi. Miejsce to stało się typowym ośrodkiem „pokazowym”, wykorzystywanym przez Jerzego Urbana do dezinformacji opinii społecznej, polskiej, jak i zagranicznej. Pokazywanie, w jak dobrych warunkach przebywają, kiedy społeczeństwo borykało się z problemami codzienności, służyło również polityce obrzydzenia i wzbudzenia agresji wobec internowanych.

W kwietniu 1982 r. zorganizowano jeszcze jedno miejsce internowania wyłącznie dla kobiet – w Bytomiu-Miechowicach, w Ośrodku Doskonalenia Kadr Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Lokowano tam głównie kobiety ze Śląska. Początkowo kilka kobiet ulokowano w ośrodku w Jaworzu, zaś starsze i chore w ośrodku odosobnienia w Darłówku, w których przebywali również internowani mężczyźni.

… betonowa podłoga, odrapane ściany…

Zanim jednak władze podjęły decyzję o przeniesieniu kobiet do miejsc o lepszym standardzie, większość z nich przez wiele dni bądź tygodni przebywała w ciężkich warunkach zakładów karnych lub aresztów śledczych, o czym często się zapomina. Przykładowo, Elżbieta Anna Szczepańska wspominała swoje internowanie w ośmioosobowej celi, w której „brudna i cuchnąca” toaleta znajdowała się za „parawanem” skleconym z koca przewieszonego przez poręcze stojącego obok piętrowego łóżka, do tego przeżarta rdzą umywalka z zimną wodą, raz w tygodniu przysługiwała im łaźnia:

„betonowa podłoga, odrapane ściany, zardzewiałe rury przy suficie. Z tych rur lano na nas wodę, raz zimną, raz gorącą. Na dodatek wybite okna. Miałyśmy trzy minuty na namydlenie się w zimnej i trzy minuty na spłukanie w ciepłej”

– pisała. Sienniki były wypełnione przegniłą, wilgotną słomą, po ścianach chodziły karaluchy, w nocy, przez śnieg padający przez wybity lufcik, do ściany celi przymarzły jej włosy. Podobne przeżycia miały kobiety w innych miejscach izolacji.

Małgorzata Bartyzel ulokowana w Zakładzie Karnym w Sieradzu tak wspominała pierwsze dni:

„Stare cele, pamiętające może jeszcze cara. Prycze zwyczajne, zbite z dykty. Wewnątrz piec węglowy, albo potwornie kopci, że można się zaczadzić, albo też nie grzeje i można zamarznąć. Powierzchnia do chodzenia: trzy kroki na półtora. Przydział żywności: rano pół bochenka gliniastego chleba na dzień i łyżka margaryny, kawa zbożowa – aluminiowy kubek parzy w usta, ale rozgrzewa. Obiad – zupa o nieokreślonym smaku, w środku świńska łata z włosiem. Kolacja ze śniadania, tylko kubek świeżo gorący”.

Takie dotkliwe opisy można mnożyć.

Dramat matek i żon

Władze nie mogły sobie pozwolić na bicie kobiet, zrobienie im ścieżek zdrowia, jak postąpiono w kilku ośrodkach z mężczyznami, nie uciekano jednak od czynienia im różnych mniejszych czy większych uciążliwości. Z premedytacją wykorzystywano fakt posiadania przez internowane potomstwa – trudno sobie wyobrazić nieludzką rozpacz, którą musiały przeżywać matki małych dzieci. Ale strach, brak poczucia bezpieczeństwa, bliskości, złość, to uczucia, które towarzyszyły też ich dzieciom, którym w ciągu jednej nocy zawalił się bezpieczny świat.

W pierwszych dniach, nawet tygodniach, kobietom odmawiano udzielenia jakiejkolwiek informacji na temat sytuacji ich dzieci. Naczelnicy (a w tej roli występowały również kobiety), standardowo oświadczali, iż te sprawy nie leżą w zakresie ich obowiązków, zaś podczas przesłuchań kobietom nie szczędzono sugestii, że np. latorośl trafiła do domu dziecka (niektóre dzieci faktycznie tam trafiały) bądź (dez)informacji, że dzieci z nerwów zaczęły się jąkać czy moczyć w nocy. Nikczemność władz polegała też na tym, że obiecanki szybkiego wyjścia łączono z propozycją podpisania lojalki, która sama w sobie, jak wspominała Barbara Kowalczyk, nie była jakimś „wielkim aktem poddaństwa”, niemniej odmowa jej podpisania dla internowanych stała się symbolem nieugiętości i wierności własnym ideałom.

Czytaj więcej na portalu przystanekhistoria.pl

do góry