Nawigacja

Historia z IPN

Krzysztof Filip: „Bracia Węgrzy, my jesteśmy z Wami”. Mieszkańcy Wybrzeża Gdańskiego wobec rewolucji węgierskiej 1956 roku

Polska pomoc humanitarna dla powstańczych Węgier była niemal tak wielka jak wsparcie udzielone wspólnie przez wszystkie inne państwa. Duża w tym zasługa mieszkańców, przedsiębiorstw i instytucji Wybrzeża Gdańskiego.

  • Wyładunek pomocy medycznej przysłanej Węgrom z Polski, Budapeszt, 1956 r. (fot. NAC/Krzysztof Janik)
    Wyładunek pomocy medycznej przysłanej Węgrom z Polski, Budapeszt, 1956 r. (fot. NAC/Krzysztof Janik)

Polski Październik wywołał żywe zainteresowanie na Węgrzech. 23 października rozpoczęło się tam powstanie narodowe.

Węgry stały się dwukrotnie celem interwencji sowieckiej. Zasadnicze walki trwały do 11 listopada. Powstanie stłumiono. Nowe kierownictwo PRL, w tym I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka, sprzyjało – z pewnymi zastrzeżeniami – reformatorskiemu rządowi Imrego Nagya, który ostatecznie został wiarołomnie uwięziony przez Sowietów i w 1958 r. zamordowany.

Władze w Warszawie musiały jednak – jak słusznie stwierdził historyk i polonista János Tischler – lawirować między oczekiwaniami społeczeństwa solidaryzującego się w pełni z rewolucją węgierską a imperialnymi dążeniami swoich mocodawców na Kremlu. Z kolei zachodnie państwa – zajęte atakiem na Egipt, który znacjonalizował Kanał Sueski – pozostawiły Węgry samym sobie.

Polak, Węgier…

Podobnie jak w całym kraju, tak i na Wybrzeżu Gdańskim Polacy popierali rewolucję węgierską. Wzorem Gomułki czynili to nawet funkcjonariusze partyjni. Na przykład 30 października, pod koniec plenum Komitetu Miejskiego PZPR w Elblągu, podjęto specjalną uchwałę, której zwieńczeniem był apel:

„Plenum KM przesyła bratnie pozdrowienia narodowi węgierskiemu i Węgierskiej Partii Pracujących i wyraża pełną solidarność w walce o suwerenność i socjalizm”.

Agresja sowiecka na Węgry i dwuznaczna postawa Gomułki w tej kwestii powodowały rozgoryczenie społeczeństwa. Wieczorem 4 listopada pojawiły się w centrum Gdańska i we Wrzeszczu antysowieckie ulotki nawołujące do wystąpień zbrojnych. Autor niektórych z nich (niejaki „student”) oczekiwał niesienia pomocy Węgrom, ponieważ „Warszawa kłamie”. Podobne ulotki rozlepiono w kolejnych dniach w Gdańsku i Elblągu. W Trójmieście panowała psychoza wojenna, masowo wykupywano żywność ze sklepów. Obawiano się, że Polska może podzielić los Węgier, zresztą tą kartą grał właśnie Gomułka. Niektórzy nawoływali do podobnych samosądów na komunistach jak na Węgrzech. Pojawiła się nawet polska (oddolna) oferta militarna. Otóż – taki przykład podaje Tischler:

 „pewnego razu delegacja robotników z Gdańska przybyła do węgierskiej ambasady w Warszawie, gdzie przyjął ją György Misur, attaché prasowy ambasady. Członkowie delegacji przedstawili ogólny zarys «planu współpracy militarnej, w którym była mowa o pomocy grup partyzanckich, przytoczono nawet liczby i wyrażono przekonanie, że znajdzie się również broń»”.

Do wyjazdu owych partyzantów jednak nie doszło.

Polska krew dla Węgrów

Już 25 października Instytut Hematologii w Warszawie wysłał na Węgry pierwszą partię plazmy dla rannych.

Jednocześnie nawiązał łączność ze wszystkimi polskimi stacjami krwiodawstwa i ogłosił stan pogotowia, tak by i one w razie potrzeby mogły nadesłać mu świeżą partię krwi w celu przekazania jej węgierskiej służbie zdrowia. Po tym apelu przed punktami krwiodawstwa ustawiały się kolejki ofiarnych dawców, którzy – jak pisze historyk Józef Malinowski – na ogół czynili to pierwszy i ostatni raz w życiu. Decydującym zaś impulsem było podanie 28 października przez Polskie Radio apelu Węgierskiego Czerwonego Krzyża o dostarczanie krwi dla Węgrów. Żywiołowa odpowiedź sprawiła kłopoty większości stacji z podołaniem masowemu poborowi. Problem stanowiła też procedura pobierania krwi od jednej osoby, trwająca dwie i pół do trzech godzin.

Trudności te nie ominęły Gdańska. Tamtejsza Wojewódzka Stacja Krwiodawstwa mieściła się przy ul. Hoene-Wrońskiego 4 we Wrzeszczu, obok Akademii Medycznej. Kierował nią dr Stanisław Świca. Już 28 października z posiadanych przez stację zapasów wysłano do Warszawy 280 flakonów plazmy i 2,5 tys. butelek płynu infuzyjnego. Następnego dnia rozpoczęto na Wybrzeżu akcję poboru krwi dla Węgrów. Od wczesnych godzin rannych dwuosobowe grupy gdańskiego PCK wyruszyły do zakładów pracy Wybrzeża, gdzie wpisywały robotników na listy honorowych dawców. Stacja krwiodawstwa zaapelowała w mediach, by pragnący bezpłatnie oddać krew zgłaszali się do niej od 14.00. Oczekiwano osób w przedziale wiekowym 20–45 lat. I na ten apel odpowiedziano masowo – i to w dwojaki sposób. Otóż od rana do prasy zaczęły napływać deklaracje z zakładów, jednostek wojskowych, organizacji masowych, w których robotnicy i żołnierze zawiadamiali o swojej decyzji o bezpłatnym oddaniu krwi dla ratowania życia i zdrowia rannych braci Węgrów. Pierwszego dnia akcji do stacji zgłosiło się aż 219 osób, przede wszystkim studenci, robotnicy i marynarze. Chętnych rejestrowała Zofia Bielecka. Przed poborem krwi czekały ich badania wstępne (m.in. określenie grupy krwi, badanie rentgenowskie, morfologia, odczyn Biernackiego, Wassermanna). Personel placówki pracował do późnych godzin wieczornych. Kolejnego dnia do stacji przybyło 230 chętnych, ale krew (ponad 60 litrów) pobrano od 180 osób. Na potrzeby akcji wzmocniono obsadę stacji wojewódzkiej, a Stocznia Gdańska bezinteresownie ją zradiofonizowała. Z pomocą przyszły też zakładowe placówki służby zdrowia. Z kolei Nadmorskie Zakłady Przemysłu Drzewnego w krótkim czasie wyprodukowały specjalne skrzynki do transportowania krwi. Zapisywaniem chętnych krwiodawców z Trójmiasta zajmował się też Oddział PCK w Gdańsku przy ul. Wałowej 14 (obecnie 27). Rejestrowano ich codziennie od 8.00 do 20.00. Zgłaszający się z terenu województwa byli zapisywani przez lokalne oddziały PCK. Po zebraniu odpowiedniej liczby osób byli przewożeni do Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa w Gdańsku. Polski Czerwony Krzyż apelował też do mieszkańców województwa o honorowe oddawanie krwi dla Węgrów w placówkach PCK. Badania mieli prowadzić również lekarze zakładowi w powiatach.

Stacja wojewódzka pracowała bardzo intensywnie. Co kilka dni wysyłała do Instytutu Hematologii w Warszawie krew i środki lecznicze. 1 listopada, mimo święta, była czynna przez cały dzień i pobrała krew od 70 spośród 100 chętnych. Następnego dnia obsłużono 77 honorowych dawców. Wówczas też uruchomiono pomocniczą stację krwiodawczą w Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej przy ul. Dębinki, przeznaczoną głównie dla studentów medycyny i personelu szpitalnego. Do 4 listopada do stacji wojewódzkiej zgłosiło się 828 chętnych do oddania krwi, a pobrano ją od 643 osób. Z kolei do 6 listopada stacja wysłała do Instytutu Hematologii ok. 5 tys. butelek krwi, glukozy, płynów konserwujących, płynu Ringera i innych środków leczniczych.

Ogólnopolska akcja zbierania krwi dla rannych Węgrów trwała przez półtora tygodnia. Oficjalnie zakończono ją wówczas, kiedy Węgierski Czerwony Krzyż, dziękując za ofiarność Polaków, prosił już raczej o żywność, lekarstwa i odzież. Faktycznie jednak honorowe krwiodawstwo trwało dalej. Tylko do 12 listopada 897 mieszkańców województwa gdańskiego zaofiarowało swą krew do dyspozycji Węgierskiego Czerwonego Krzyża. Jeszcze w sobotę 24 listopada ekipa stacji wojewódzkiej miała wyjechać do Kwidzyna, by pobrać krew od zarejestrowanych tam krwiodawców. Do tego momentu bowiem w Powiatowym Oddziale Krwiodawczym w Kwidzynie zarejestrowało się już przeszło sto osób. Wojewódzka stacja zamierzała też pobrać krew od honorowych dawców w Tczewie, Lęborku, Starogardzie Gdańskim i Kartuzach.

Do połowy grudnia 1956 r. polskie społeczeństwo przekazało dla rannych Węgrów 795 litrów krwi. Od jednej osoby przeciętnie pobierano 150–200 mililitrów, co oznacza, że na Węgry drogą powietrzną trafiła krew od 4–6 tys. polskich dawców. Nie wysłano więc całej zebranej krwi. Warto podkreślić, że najwięcej zgłoszeń zanotowano w Warszawie, Katowicach, Olsztynie, Gdańsku i Zielonej Górze.

Dodajmy też, że w owym czasie polskie krwiodawstwo borykało się ze zbyt niskim poziomem produkcji krajowej – niewystarczającym do pokrywania bieżących potrzeb lecznictwa i do wykorzystania w wytwarzaniu nowych leków krwiopochodnych. Dawcy byli niemal wyłącznie płatni, otrzymujący za krew niewielki ekwiwalent finansowy. Do honorowych krwiodawców zaliczali się zwykle tylko członkowie rodzin osób hospitalizowanych, ofiarny personel medyczny i aktywiści społeczni. Odgórna akcja ogłoszona w 1950 r. zbierania krwi dla Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej nie spotkała się z wielkim odzewem. Inaczej było w 1956 r. – w okresie Poznańskiego Czerwca kilkuset miejscowych ochotników bezinteresownie przekazało krew na rzecz rannych. Jednak akcja pomocy Węgrom była czymś zupełnie wyjątkowym. I mimo że znacząco uszczupliła ona zapasy krwi, którymi dysponowały polskie stacje krwiodawstwa, to po tej akcji społeczeństwo zmieniło stosunek do kwestii oddawania krwi. Od 1958 r. rozpoczął się rozwój honorowego krwiodawstwa.

Politechnika Gdańska a Węgrzy

Niezwykle zaangażowani w przebieg polskiego Października, jak i działalność pomocową byli na Wybrzeżu Gdańskim studenci. Swego rodzaju centrum intelektualne tych działań stanowił Komitet Obywatelski przy Politechnice Gdańskiej, który powstał 25 października i był kierowany przez doc. dr. Jerzego Ruteckiego. Zawiadywał on działaniami studentów i współpracował ze środowiskiem intelektualnym skupionym wokół „Kontrastów” (gdański odpowiednik „Po Prostu”) oraz z Tymczasową Radą Studencką (TRS) na Akademii Medycznej. Młodzież bardzo popierała Węgrów. 29 października o 15.30 studenci Politechniki Gdańskiej zorganizowali w auli swej uczelni wiec. Przebiegał on spokojnie i trwał dwie godziny. Zebrani podjęli rezolucję wyrażającą solidarność z walczącymi powstańcami węgierskimi. Wybrano też delegacje, które udały się do miejscowej rozgłośni Polskiego Radia oraz redakcji prasy w celu opublikowania rezolucji. Następnego dnia odbyło się posiedzenie KO, na którym zadecydowano o nawiązaniu kontaktu z wszystkimi wyższymi uczelniami w Polsce, większymi zakładami pracy w województwie gdańskim oraz o zacieśnieniu współpracy z Komitetem Wojewódzkim PZPR i Stocznią Gdańską.

Tegoż dnia studenci Politechniki Gdańskiej zainicjowali zbiórkę pieniężną jako nową formę niesienia pomocy Węgrom i wyszli z puszkami na ulice miasta; wszędzie spotykali się z gorącym poparciem społeczeństwa. Zbiórka uliczna na fundusz pomocy dla Węgier przyniosła do początku listopada sumę 30 799 zł. Prócz pieniędzy zebrano też pewną ilość leków. Studenci PG zadeklarowali przekazanie na pomoc dla Węgrów swoje stypendia oraz część pieniędzy zarobionych na wykopkach ziemniaków (5 listopada kilkuset studentów wyjechało do PGR).

W okresie rewolucji węgierskiej studenci Politechniki Gdańskiej non stop samorzutnie wiecowali w auli; zbierali się przeważnie wydziałami w swoim dobranym towarzystwie i na bieżąco komentowali wydarzenia na Węgrzech. Solidaryzując się z powstańcami, wysuwali antysowieckie rezolucje i hasła uprzednio przygotowane w domach studenckich. W jednej z rezolucji pewien student domagał się pozbawienia stanowiska I sekretarza KC Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego Nikity Chruszczowa, który „winien jest za wydarzenia zaistniałe na Węgrzech”. Żądanie to studenci przyjęli owacyjnie. Na innym zebraniu – na początku listopada – postanowiono udać się demonstracyjnie pod Konsulat Generalny ZSRS we Wrzeszczu, ale od tego pomysłu odwiódł studentów prof. Marian Sienkowski. W gmachach uczelni rozlepiono wiele ulotek antysowieckich, np. z hasłem „Precz z krwawą przyjaźnią”. Kilka dni po agresji sowieckiej na Węgry studenci PG zamierzali przygotować na uczelni wiec solidarnościowy „z wypadkami na Węgrzech i potępiający ZSRR za akcję zbrojną przeciwko Węgrom”.

Prawdopodobnie w tym okresie członkowie KO Zdzisław Dzitko, Włodzimierz Rażniewski i Janusz Cywiński powołali Gwardię Studencką (Narodową). Na jej czele stanął Dzitko – uchodźca z Węgier. Formalnie miała ona współpracować z Milicją Obywatelską jako organizacja porządkowa, jednak jej faktycznym celem było zainteresowanie władz państwowych losem krwawo pacyfikowanych przez ZSRS Węgrów. Nawoływano do potępienia tej agresji oraz do przyjęcia do kraju 10 tys. węgierskich repatriantów. Idee Gwardii były popularne wśród studentów. Na początku 1957 r. było pięciuset gwardzistów, jednak 12 stycznia pod naciskiem władz Gwardia została zlikwidowana. W czasie trwania rewolucji węgierskiej przy PG miała działać jeszcze inna organizacja paramilitarna – tzw. Batalion Pomocy Braciom-Węgrom.

Działania Akademii Medycznej w Gdańsku

Kolejną formą pomocy walczącym Węgrom była idea wyjazdów ekip lekarskich i pielęgniarskich. Jak się okazuje, pomysł taki zrodził się w Trójmieście. Otóż 29 października na zebraniu studentów piątego roku Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Gdańsku osiemdziesięciu z nich postanowiło, razem z lekarzami z AM, spośród których już kilku z I i II kliniki zadeklarowało swój wyjazd, udać się na Węgry, by bezinteresownie nieść pomoc rannym. Inicjatywa ta zyskała gorące poparcie kierownika II Kliniki Chirurgicznej AM prof. Kazimierza Dębickiego i adiunkta Władysława Wądołowskiego z I Kliniki Chirurgicznej.

Następnie studenci poprosili radę swego wydziału o pomoc fachową i materiałową. Planowali oni pracować na Węgrzech w trzy-, pięcioosobowych grupach pod kierownictwem lekarza specjalisty. Tego samego dnia kilkuosobowa delegacja studentów, którzy zgłosili się na wyjazd do Węgier, odwiedziła redakcję „Głosu Wybrzeża”. Jej członkowie oświadczyli, że ochotnicy będą pracować w najtrudniejszych warunkach, byleby Ministerstwo Zdrowia jak najszybciej umożliwiło im wyjazd. Delegaci zapewnili dziennikarzy, że jeśli resort nie będzie miał funduszów na pokrycie kosztów ich przejazdu z Polski do Węgier, sami pozyskają pieniądze poprzez zorganizowanie zbiórki wśród studentów Wybrzeża. Wieczorem zebrała się Rada Wydziału Lekarskiego AM i poparła tę inicjatywę, obiecując wszelką niezbędną pomoc. W nocy z poniedziałku na wtorek wyjechała w tej sprawie do Warszawy trzyosobowa delegacja studencka. We wtorek zaś KW PZPR w Gdańsku zwrócił się do KC PZPR, aby umożliwiono delegacji szybkie załatwienie wszelkich formalności związanych z wyjazdem na Węgry. Inicjatywę poparli również artyści z Państwowego Teatru „Wybrzeże”, którzy postanowili oddać na ten cel całkowity dochód z premierowego przedstawienia sztuki Pani ministrowa w reż. Stanisława Milskiego.

Fragment tekstu z  „Biuletynu IPN” nr 10/2021

Czytaj więcej na portalu przystanekhistoria.pl

do góry