Nawigacja

Historia z IPN

Bartłomiej Noszczak: (Nie)obecność Prymasa

Wbrew intencjom komunistów przez internowanie prymasa Stefana Wyszyńskiego nie udało im się odciąć go od życia religijno-społecznego. W latach 1953–1956 kardynał nie tylko stał się więźniem sumienia, lecz także mężem opatrznościowym, który w październiku 1956 r. ocalił Polskę przed rozlewem krwi.

  • Prymas w Komańczy, 1956 r.
    Prymas w Komańczy, 1956 r.

Wbrew intencjom komunistów przez internowanie Prymasa Stefana Wyszyńskiego nie udało im się odciąć go od życia religijno-społecznego. W latach 1953–1956 kardynał nie tylko stał się więźniem sumienia, lecz także mężem opatrznościowym, który w październiku 1956 r. ocalił Polskę przed rozlewem krwi.

Ofensywa antykościelna

W listopadzie 1948 r. czterdziestosiedmioletni biskup lubelski Stefan Wyszyński został arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i warszawskim, a tym samym – Prymasem Polski. Objął stery Kościoła w Polsce w najgorszym momencie. W styczniu 1947 r. komuniści sfałszowali wybory do sejmu i przejęli pełnię władzy; bezwzględnie niszczyli legalną opozycję polityczną (Polskie Stronnictwo Ludowe) oraz zbrojne podziemie niepodległościowe. Ostatnią niezależną siłą był Kościół, rządzący postawili sobie za cel jego ubezwłasnowolnienie i wykorzystanie. Po okresie względnej neutralności w polityce wyznaniowej, w 1949 r. ekipa Bolesława Bieruta, sterowana przez towarzyszy z Kremla, podjęła antykościelną ofensywę, która współgrała z wdrażaniem w Polsce stalinowskiej wersji komunizmu.

Do walki z duchowieństwem aparat władzy używał narzędzi jawnych i ukrytych. W tych ostatnich specjalizowało się Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Zgodnie ze strategią Józefa Stalina – stosowaną z sukcesem w Związku Sowieckim – władze próbowały rozbić Kościół od środka i we wrześniu 1949 r. animowały ruch „księży patriotów”. W sukurs szedł im tzw. postępowy laikat z grupy „Dziś i Jutro”, czyli późniejszego Stowarzyszenia PAX.

Państwo weszło z Kościołem na wojenną ścieżkę, znaczoną m.in. aresztowaniami duchowieństwa, laicyzacją życia społecznego, presją cenzury, likwidacją stowarzyszeń katolickich (sierpień 1949 r.), zawłaszczeniem charytatywnej instytucji Caritas (styczeń 1950 r.), internowaniem bp. Kazimierza Kowalskiego (luty–marzec 1950 r.), przejęciem kościelnych dóbr tzw. martwej ręki (marzec 1950 r.).

W tej sytuacji Episkopat Polski szukał ratunku w dialogu. Nowy prymas dążył do utworzenia gremium porozumiewawczego między biskupami i ludźmi władzy – w sierpniu 1949 r. przybrało ono postać Komisji Mieszanej. Owocem jej prac było zawarte w kwietniu 1950 r. porozumienie, które w teorii gwarantowało Kościołowi podmiotowość i swobodę działania. W zamian biskupi deklarowali poszanowanie władz państwowych. Czas pokazał, że ta kontrowersyjna umowa miała dla komunistów jedynie znaczenie propagandowe, a jej postanowienia były przez nich systematycznie łamane.

Ludzie Kościoła szybko zdali sobie z tego sprawę. Złudzenia co do możliwości ułożenia stosunków z komunistami stracił też Prymas Wyszyński. W czerwcu 1950 r. powiedział w rozmowie z „zaufaną osobą”:

„Dość już pertraktacji, nigdy nie pójdę na rozmowy, gdyż one do niczego nie doprowadzają. Lepsza jest pozycja Kościoła, kiedy wojuje, wówczas władze bardziej się [z nim] liczą, chociaż są ataki w prasie i represje”.

Kulminacja restrykcyjnej polityki wyznaniowej nastąpiła w 1953 r. W lutym Rada Państwa wydała fundamentalny dla osiągnięcia dalekosiężnych celów politycznych dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych.

Uzależniał on zmiany organizacyjne i personalne w Kościele od zgody właściwych organów państwowych, zobowiązywał duchowieństwo do ślubowania przed urzędnikami państwowymi na wierność PRL, stanowił też, że jakakolwiek sprzeczna z prawem i porządkiem publicznym działalność osoby duchownej spowoduje usunięcie jej z zajmowanego stanowiska przez zwierzchni organ kościelny „samoistnie lub na żądanie organów państwowych”.

Ta arbitralna decyzja prawodawcza zmusiła Prymasa Wyszyńskiego do otwartej konfrontacji z państwem, czego do tej pory raczej starał się unikać. W maju 1953 r. biskupi skierowali do Rady Ministrów memoriał, w którym podsumowali relacje między państwem a Kościołem od momentu podpisania porozumienia. Podali przykłady restrykcyjnej polityki wyznaniowej. Deklarowali gotowość poniesienia osobistej ofiary w przypadku prób poddania jurysdykcji kościelnej kontroli państwa. Pisali:

„Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!”.

Memoriał Episkopatu Polski nie został ogłoszony publicznie, a mimo to wywołał polityczne trzęsienie ziemi i zmobilizował aparat władzy do szybszego wprowadzenia w życie programu izolowania hierarchów najbardziej wrogo ustosunkowanych do państwa.

Środek ostateczny

Komuniści wiedzieli, że decydującą rolę w utrzymaniu żywotności i autonomiczności Kościoła odgrywa Prymas. Zakładali, że po memoriale biskupów jedynym sposobem na rozbicie jedności Kościoła i podporządkowanie go państwu będzie odizolowanie kard. Wyszyńskiego, tak by nie mógł on wpływać ani na życie religijne, ani polityczno-społeczne. Sekretariat Biura Politycznego KC PZPR 23 września 1953 r. zaakceptował wniosek Bieruta o „zakazanie” Wyszyńskiemu wykonywania funkcji związanych z jego stanowiskami kościelnymi i ustalił zasady dalszych stosunków z Episkopatem Polski. Następnego dnia Prezydium Rady Ministrów wydało zakaz wykonywania przez hierarchę funkcji prymasowskiej i biskupiej; poleciło także, by natychmiast wyjechał on z Warszawy i „zamieszkał” w wyznaczonym klasztorze bez prawa do opuszczania go bez zgody władz.

Aresztowania katolickich hierarchów były wpisane w logikę restrykcyjnej polityki wyznaniowej komunistów. Działania takie, przeprowadzone po wojnie np. w Czechosłowacji i na Węgrzech, dawały również ekipie Bieruta nadzieję na rozbicie siły i jedności Kościoła oraz pozbawienie go wszelkich praw. Władze uznały, że usunięcie ze sceny politycznej metropolity gnieźnieńsko-warszawskiego pozwoli im pokonać ostatnią przeszkodę na drodze do podporządkowania dyrektywom państwa nie tylko całej organizacji kościelnej, lecz także ogółu społeczeństwa. Okazało się, że forsowany od dziewięciu lat komunistyczny Kulturkampf nie przynosi w Polsce efektów oczekiwanych przez aparat władzy. Nadziei nie spełniły ani represje (zwłaszcza te z lat 1949–1953), ani bardziej wyrafinowane metody dzielenia duchowieństwa i laikatu.

Decydującą rolę w zmaganiach Kościoła z czerwonym Goliatem odgrywali charyzmatyczni prymasi – najpierw August Hlond, później Wyszyński – których pozycja została po wojnie wzmocniona poprzez nadanie im przez papieża uprawnień nadzwyczajnych (facultates specialissimae). Komuniści dostrzegali tę centralizację polskiego Kościoła (w czym tkwiła jego siła i zarazem słabość). Na szczytach władzy uznano – nie bez racji – że tylko izolacja kard. Wyszyńskiego (środek ostateczny, świadczący paradoksalnie o nieudolności państwa) pozwoli przełamać impas w walce z Kościołem oraz – co nie mniej ważne – udowodnić Moskwie, że opóźnienie na tym polu zostanie wreszcie nadrobione.

Zgodnie z tą logiką w nocy z 25 na 26 września 1953 r. funkcjonariusze MBP aresztowali kard. Wyszyńskiego i wywieźli go z Warszawy do Rywałdu. Później uwięziony hierarcha przebywał w Stoczku Klasztornym na Warmii, Prudniku Śląskim i Komańczy. Był stale objęty inwigilacją. Przyszłość pozostawała niewiadomą. Za pośrednictwem Maryi Prymas zawierzył życie Bogu.

Jego uwięzienie zamykało symbolicznie okres „burzy i naporu”; wydawać się mogło, że władza raz zdobyta nie zostanie nigdy przez komunistów oddana. W polityce wyznaniowej PRL był to przełom, który otwierał przed państwem perspektywę na głęboką i skuteczną ingerencję w życie wewnętrzne Kościoła, w czym decydującą rolę miała odegrać realizacja dekretu z lutego 1953 r.

Pozostali na „wolności” ludzie Kościoła znaleźli się w potrzasku. W ówczesnych uwarunkowaniach wzięła górę Realpolitik. Po aresztowaniu Prymasa mało kto liczył na jego szybkie uwolnienie. Episkopat, aby obronić „rzeczy Boże”, musiał znaleźć z państwem modus vivendi, ale ceną było co najmniej formalne podporządkowanie się władzy. Podczas nadzwyczajnej konferencji plenarnej episkopatu we wrześniu 1953 r. biskupi, uległszy naciskom ekipy rządzącej, wybrali na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski bp. Michała Klepacza. Wystosowali ponadto deklarację zgodną z wszystkimi żądaniami władzy: potępili w niej „godne ubolewania fakty” ujawnione w czasie procesu bp. Czesława Kaczmarka (wrzesień 1953 r.); zapewnili, że nie będą tolerowali wkraczania przez kogokolwiek „na drogę szkodzenia ojczyźnie”, a wobec winnych zastosują odpowiednie sankcje zgodne z prawem kanonicznym; przeciwstawili się też wiązaniu religii i Kościoła z celami politycznymi „wrogich Polsce” kół zagranicznych. Świadectwem ubezwłasnowolnienia biskupów przez ekipę Bieruta było złożenie przez nich w grudniu 1953 r. ślubowania na wierność PRL.

Wydarzenia ostatnich miesięcy owego roku nadwyrężyły spójność Kościoła, który został w znacznym stopniu podporządkowany dyktatowi państwa. Mimo to aparat władzy nie przestał uważać duchowieństwa za głównego wroga i nie zamierzał porzucać represyjnego kursu polityki wyznaniowej.

„Moim obowiązkiem jest wracać”

Dalszemu zaciskaniu pętli wokół Kościoła przeszkodziły wypadki, które doprowadziły do polskiego Października ’56. W latach 1954–1956, m.in. pod wpływem wydarzeń zachodzących w ZSRS po śmierci Stalina, doszło w Polsce do dekompozycji aparatu władzy, połączonej ze względną liberalizacją życia społeczno-politycznego, zwaną odwilżą. Podobnie jak ogół społeczeństwa, również duchowieństwo wykorzystało polityczną koniunkturę i podjęło działania na rzecz wyzwolenia się spod presji państwa.

Fragment tekstu z „Biuletynu IPN” nr 6/2020

Czytaj więcej na portalu przystanekhistoria.pl

do góry