Nawigacja

Historia z IPN

„Od tego czasu nie mam żadnej wiadomości…”. Armia Czerwona w Małopolsce w 1945 r. (odc. 5)

5 maja 1945 r. do Krakowskiego Urzędu Wojewódzkiego złożył pismo Stefan Rzepa. Czytamy w nim, że „syn jego Janusz […] zatrudniony jako technik w Rozgłośni »Polskie Radio« został aresztowany przez Rosyjskie Władze Bezpieczeństwa dn[ia] 21 IV br. w drodze na miejsce pracy […]. Od chwili aresztowania brak wszelkich wiadomości”.

Obok zabójstw, gwałtów, rabunków Sowieci dokonywali także aresztowań i bezprawnych zatrzymań polskiej ludności. W dokumentach Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie czy starostw i gmin można spotkać liczne pisma, w których rodziny proszą o pomoc w sprawie zatrzymanych przez Armię Czerwoną osób, bowiem ich losy miesiącami pozostawały nieznane. Niektóre nigdy się nie odnalazły.

…mają znajdować się w Zagłębiu Donieckim…

Wśród zaginionych były osoby przetrzymywane w aresztach sowieckich w Małopolsce, byli zesłani w głąb Sowietów, a także tacy, których odnaleziono potem martwych. Problem zsyłek działaczy Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej w głąb ZSRS, także z ziemi krakowskiej, był już częściowo opisywany. Najbardziej bodaj znana jest sprawa cichociemnego ppłk. Przemysława Nakoniecznikoffa-Klukowskiego, ostatniego komendanta Okręgu Kraków Armii Krajowej, ujętego w kwietniu 1945 r. przez grupę operacyjną NKWD i Smiersza, wywiezionego do Moskwy w maju, a następnie zesłanego w głąb ZSRS.

Wywózek z Krakowa nie było aż tak wiele w porównaniu z innymi zajętymi przez Armię Czerwoną terytoriami Polski. W tzw. transportach krakowskich na wschód wywieziono przede wszystkim znaczącą liczbę Ślązaków, których Sowieci uznawali za Niemców. W marcu opuściły Kraków co najmniej dwa transporty. Jeden, 11 (lub 12) marca, do stacji Mandrykino – wywieziono nim głównie więźniów Zarządu Kontrwywiadu „Smiersz” 1. Frontu Ukraińskiego. Drugi wyruszył 23 marca do obozu w Krasnowodzku (dzisiaj Turkmenabaszy). Wśród tych, którzy trafili do położonego nieopodal tego miasta obozu na pustyni Kara-Kum byli m.in. łączniczka AK Alina Kotówna „Limba”, Stefan Kwiatkowski „Gryf” z krakowskiej Delegatury Rządu, mjr Gustaw Sidorowicz „Wróbel”, szef Referatu Lotniczego Okręgu Kraków AK czy ppor. Franciszek Szopa „Konrad”, oficer 106. DP AK.

Trzeci transport wyjechał 11 kwietnia do Woroneża. W sumie wywieziono około 3000 osób, wśród których działacze podziemia niepodległościowego czy krakowianie stanowili mniejszość. Jednak wielu z nich do Polski już nie wróciło. W obozie na pustyni Kara-Kum zmarła ponad połowa polskich osadzonych.

Przykładem aresztowań prowadzonych na zapleczu frontu jest sprawa ujęcia 17 mieszkańców ziemi miechowskiej, zatrzymanych przez Sowietów w styczniu 1945 r. Poza jedną osobą, ujętą omyłkowo, wszyscy byli żołnierzami AK. Jak wynika z pisma wojewody krakowskiego: „aresztowani zostali bezzwłocznie wywiezieni do Krakowa, skąd następnie po paru dniach na tereny ZSRR i według zebranych informacji na miejscu, wymienieni mają rzekomo znajdować się obecnie w zagłębiu Donieckim”. (AN Kr, UW II 834, Interwencje w sprawach osób aresztowanych ze względów politycznych, k. 649, Pismo wojewody krakowskiego do Departamentu Politycznego Ministerstwa Administracji Publicznej, Kraków, 6 X 1945 r.).

Z dalszych ustaleń wojewody wynikało, że trzy z aresztowanych osób zostały zwolnione ze względu na podeszły wiek, los reszty pozostawał jesienią 1945 r. nieznany. Sformułowanie, że trafili do Donbasu, wskazuje, że zapewne zostali wywiezieni wspomnianym transportem z początkiem marca do Mandrykino.

…zaaresztowany na ulicy przez władze sowieckie…

Oprócz systemowego rozbijania struktur Polskiego Państwa Podziemnego, stanowiącego przecież podziemną administrację podporządkowaną konstytucyjnemu Rządowi RP na Uchodźstwie, zdarzały się i inne przypadki zatrzymywania Polaków przez żołnierzy Armii Czerwonej. Kilka przykładów przynoszą akta krakowskiego Urzędu Wojewódzkiego.

W kwietniu zgłosiła się do niego Stanisława Grzywacz, oświadczając, że 25 stycznia jej mąż, Jan Grzywacz, został „zaaresztowany na ulicy w Wieliczce przez władze sowieckie” i nieznane są jego dalsze losy. Zaznaczała przy tym, że w czasie okupacji pracował on w „Ubezpieczalni Społecznej w Krakowie i nie miał żadnej zgoła styczności z niemcami (sic!)”. (UW II 834, k. 51, Protokół spisany dnia 13 IV 1945 r. w Wydziale Społeczno-Politycznym Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie).

Na początku maja 1945 r. do Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie przyszła Stanisława Mrazek z Sokoła w pow. gorlickim, przedstawiając sprawę zatrzymania przez Sowietów jej męża. W urzędowym protokole w tej sprawie zapisano: „20 stycznia 1945 r. w godzinach popołudniowych zjawiło się w mieszkaniu moim czterech żołnierzy Armii Czerwonej z zapytaniem czy mąż mój Kazimierz Mrazek znajduje się w mieszkaniu. Oświadczyłam im, że chwilowo nie ma go w mieszkaniu, ale niebawem spodziewam się jego powrotu. Na zapytanie moje, w jakim celu przybyli, żołnierze ci odpowiedzieli, że w sprawie kwatery. Po upływie około ½ godziny mąż mój przybył do mieszkania, wówczas żołnierze ci zabrali go ze sobą mówiąc, że biorą go w sprawie przesłuchania. Od tego czasu nie mam żadnej wiadomości ze strony swego męża i nie wiem, gdzie się obecnie znajduje”. (UW II 834, k. 19, Protokół spisany w dniu 2 V 1945 r. w Urzędzie Wojewódzkim Krakowskim w sprawie aresztowania Kazimierza Mrazka z Sokoła powiat Gorlice).

Pointą przedstawionych przykładów jest pismo Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie do Ministerstwa Administracji Publicznej: „interwencje w sprawie aresztowanych ob[ywateli] polskich przez organa Armii Czerwonej natrafiają na wielkie trudności”. (UW II 834, Pismo Krakowskiego Urzędu Wojewódzkiego do Ministerstwa Administracji Publicznego, Kraków, 1 VIII 1945 r.).

…ta sprawa nie była nigdzie wciągnięta…

Innym przykładem bezprawnego zatrzymywania obywateli polskich jest nieco bardziej skomplikowana sprawa Stanisława Kwaka. Jak opisywała Anna Kwak, żona bohatera tej historii, 16 kwietnia kelner zatrudniony w restauracji prowadzonej przez Stanisława Kwaka „udał się do restauracji sąsiada Franciszka Świdra przy ul. Józefa 5, celem oddania ćwiartki piwa. W lokalu p. Świdra jakiś obywatel wyraził się następująco »ja temu Kwakowi głowę urwę«. Kelner po powrocie do lokalu powtórzył to w obecności oficera armii czerwonej, który jako gość bawił w lokalu. Oficer zaofiarował swoje usługi mojemu mężowi i poszli razem sprawdzić kto to jest. Po wylegitymowaniu, oficer armii czerwonej sprowadził owego obywatela do restauracji męża celem wyświetlenia sprawy. W trakcie sprzeczki, która wynikła między oficerem a owym cywilem, oficer armii czerwonej uderzył owego cywila i zamknął go w klozecie. Po krótkim czasie wypuścił go. Mąż mój podał mu wodę i rozstali się w zgodzie, podając sobie ręce”.

Nie był to jednak koniec tej sprawy, jak bowiem dodawała Anna Kwak: „Po upływie 3 dni do lokalu przyszedł ów obywatel w towarzystwie [innego] oficera armii czerwonej, wspólnie kazali zamknąć lokal, wszystkim obecnym ubrać się. W trakcie tego ojciec męża Józef dał parę tysięcy kucharce do przechowania, ale ów obywatel zauważył to i odebrał równocześnie z torebką kucharki, w której były jej pieniądze, obrączka i złoty zegarek […]. Męża pobili tak, że był zakrwawiony. Kazali wszystkim wyjść, lokal zamkli, męża i ojca męża Józefa, który niedawno wrócił z Oświęcimia, zabrali do Wojennej Komendy Miasta w Rynku, gdzie po przesłuchaniu, po 8 dniach mąż i ojciec jego zostali wypuszczeni”.

Później „ów obywatel” miał ponownie przyjść do restauracji i zażądać od Stanisława Kwaka, by przyszedł do budynku Wojennej Komendy, niemniej o wyznaczonej porze i we wskazanym miejscu Kwak nikogo nie zastał. Jak relacjonowała dalej Anna Kwak, tajemniczy jegomość jeszcze kilkakrotnie usiłował spotkać się ze Stanisławem Kwakiem w restauracji, aż w końcu latem – zapewne w lipcu – „w którąś niedzielę o godz. 4 rano przyjechał ów obywatel w towarzystwie tego samego oficera armii czerwonej, który męża zabrał i przesłuchiwał, do lokalu, gdzie dobijali się chcąc, by chłopak, który tam spał wpuścił ich do środka”.

To im się nie udało, ale obaj około godziny piątej rano przyjechali do mieszkania Kwaków. Anna Kwak nie chciała ich wpuścić, a mężowi kazała „tyłem uciec”. Ostatecznie jednak „Oni wezwali dozorcę domu i przez niego interweniowali, bym otworzyła drzwi w przeciwnym razie grożąc wyważeniem drzwi. Otworzyłam, wymienieni wlecieli do mieszkania, czynnie mnie znieważyli, do krwi pobili, nie licząc się z tym, że trzymałam na ręce dziecko, które ochraniałam przed uderzeniem. Chciałam uciec na korytarz, otworzyłam drzwi, ale oni zauważyli, zaczęłam krzyczeć, ale oni wciągnęli mnie do mieszkania. Wyrwałam się, wybiegłam do frontowego pokoju, otworzyłam okno i zaczęłam wzywać pomocy. Oni zlękli się, nie wiedzieli co robić, powiedzieli jeszcze, że męża i tak złapią, i że nie będzie żył. Następnie wsiedli do samochodu i pojechali”.

Po tym incydencie Stanisław Kwak miał opowiedzieć o całej sprawie w sowieckiej Komendzie Wojennej i jak podkreśliła Anna Kwak: „mąż dowiedział się w komendzie, [że] cała ta sprawa nie była nigdzie wciągnięta i mąż mimo że tam siedział, nie był nigdzie wpisany. Działo się to bowiem bez wiedzy i zgody naczelnika”.

Nie rozstrzygając tej ostatniej kwestii ani nie znając kontekstu sporu – jak wynika z początku tej relacji, zapewne zadawnionego między Stanisławem Kwakiem a nieznanym „obywatelem”, przecież z jakiegoś powodu się odgrażał – kluczowa wydaje się w tej historii kwestia bezprawnego przetrzymywania polskiego obywatela w sowieckiej Komendzie Wojennej. Bez sankcji i bez formalnego powodu. Całość natomiast tej historii pokazuje, że żołnierze Armii Czerwonej uznawali się za władzę zwierzchnią wobec Polaków. Późniejszy agresor jest na początku historii legitymowany przez przypadkowego, jak się wydaje, sowieckiego oficera, uznającego, że ma prawo nie tylko sprawdzać jego dokumenty, ale nawet „doprowadzać” go do sąsiedniego lokalu celem wyjaśnienia dość błahej wydawałoby się sprawy.

…domagał się szeregu świadczeń osobistych…

Swoistym podsumowaniem obecności Armii Czerwonej na ziemi krakowskiej czy szerzej w Małopolsce mogą być starania Władysława Kiernika, ministra administracji publicznej w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej o przyznanie przez Krajową Radę Narodową orderów sowieckim komendantom wojennym, którzy jego zdaniem „udzielili w czasie pełnienia swych funkcji ludności polskiej i odbudowującej się polskiej administracji państwowej daleko idącej pomocy, wykraczającej poza zakres ich obowiązków służbowych”. (AN Kr, sygn. UW II 30, Urząd Wojewódzki Krakowski, Sprawy orderów i odznaczeń dla osób zasłużonych w województwie krakowskim, k. 19, Pismo ministra spraw wewnętrznych do wojewodów, pełnomocników Okręgowych dla Ziem Odzyskanych, Prezydentów m. st. Warszawy i m. Łodzi, Warszawa, 7 IX 1945 r.).

Ciekawa jest reakcja na te dążenia, bowiem większość starostów woj. krakowskiego sceptycznie – z różnych względów – odniosła się do tej propozycji. W tej grupie znaleźli się starostowie powiatów bielskiego, brzeskiego, chrzanowskiego, dąbrowskiego, krakowskiego, limanowskiego, myślenickiego, nowosądeckiego, nowotarskiego, olkuskiego, tarnowskiego i żywieckiego. Starosta krakowski odpisał – w duchu, w którym odpisywała znaczna część wymienionych urzędników – „na terenie powiatu krakowskiego nie są znane wypadki, w których Komendanci Wojenni w czasie pełnienia swych funkcji udzielili ludności polskiej wzgl[ędnie] odbudowującej się polskiej administracji państwowej lub samorządowej, daleko idącej pomocy, wykraczającej poza ich zakres obowiązków służbowych”. (AN Kr, sygn. UW II 30, k. 55, Pismo starosty krakowskiego do Urzędu Wojewódzkiego Krakowskiego, Kraków, 9 X 1945 r.).

Odwagą cywilną wykazał się starosta powiatu nowosądeckiego, który napisał wprost: „[…] Komendant Wojenny pułk. Nagatkin […] nie wyróżnił się specjalnie udzielaniem pomocy i życzliwością dla ludności – natomiast domagał się, zarówno od Władz jak i ludności szeregu świadczeń osobistych i rzeczowych o charakterze przymusowym i bezpłatnym”. (AN Kr, sygn. UW II 30, k. 63, Pismo starosty sądeckiego do Urzędu Wojewódzkiego Krakowskiego, Nowy Sącz, 20 IX 1945 r.).

O odznaczenia postanowili wystąpić jedynie starostowie pow. bocheńskiego i miechowskiego oraz prezydent Krakowa. Jak na braterstwo władz „ludowej” Polski ze Związkiem Sowieckim i nacisk władz centralnych na podkreślanie wsparcia Moskwy dla budowania pojałtańskiej Polski, niezbyt to imponująca liczba. Propagandowe akty nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością. Nawet ustanawiane już przez komunistów władze regionalne zdawały sobie sprawę, że społeczeństwo takiej drogi honorowania nowych okupantów nie zaakceptuje.

Mieliśmy jednak do czynienia z dążeniem do zmiany naszej świadomości w innej formule. Początkowo sami Sowieci stawiali, najczęściej w centrach miast, obiekty propagandowe ku czci Armii Czerwonej. Z czasem zaczęli je stawiać także polscy komuniści. Trudno o bardziej wyrazisty symbol podporządkowania Moskwie. Żadne wolne społeczeństwo nie honoruje armii, która je podbiła, rozbiła jego legalne władze i mordowała urzędników oraz żołnierzy, rabowała i represjonowała ludność cywilną, rozkradała majątek.

***

Do naszkicowanego w cyklu „Armia Czerwona w Małopolsce w 1945 r.” obrazu dodać należy systemowe działania sowieckie, które prowadziły do rozbicia struktur legalnych, chociaż konspiracyjnych, władz polskich. Walkę z pionem cywilnym i wojskowym Polskiego Państwa Podziemnego prowadziły na zapleczu frontu jednostki NKWD i Smiersz. To one potem – a przede wszystkim NKWD – gdy front przesuwał się na zachód, pozostały w Małopolsce, realizując w dalszym ciągu misję dławienia polskich dążeń niepodległościowych.

Nie można też zapominać o roli instruktorów czy też doradców, nazywanych potocznie „sowietnikami”, czyli oficerów NKWD przydzielonych do rodzimej bezpieki, których zadaniem było nadzorowanie, a czasem koordynacja i wytyczanie działań związanych ze zwalczaniem podziemia. Tylko dzięki temu możliwe było zainstalowanie komunistycznej administracji w Polsce pojałtańskiej.

Z perspektywy niniejszego cyklu interesowało nas jednak zderzenie polskiego społeczeństwa z sowieckim barbarzyństwem. Społeczeństwa zdziesiątkowanego, wyniszczonego wojną, spauperyzowanego. W wymiarze państwowym zajęcie Polski przez Armię Czerwoną było nową okupacją, w wymiarze społecznym – dalszym ciągiem wojennego dramatu, trwającym wiele miesięcy po formalnym zakończeniu działań zbrojnych.

Tekst Filip Musiał

Powiązane wiadomości

do góry