Nawigacja

Historia z IPN

Filip Musiał: Żołnierze Wyklęci – zapomniany fenomen

Żołnierze Wyklęci są jednym z tych zjawisk historycznych, wokół których w ostatnich latach toczy się społeczna dyskusja. Dotyczy ona nie tylko postawy zbrojnego oporu jako metody walki z narzuconym reżimem, ale często konkretnych działań oddziałów czy decyzji ich dowódców.

  • Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” na powązkowskiej „Łączce”, 2018. Fot. Marcin Jurkiewicz (IPN)
    Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych na powązkowskiej „Łączce”, 2018. Fot. Marcin Jurkiewicz (IPN)

Wyklęci czy Niezłomni

Termin Żołnierze Wyklęci jest powszechnie używany, a zaczął być stosowany z początkiem lat 90. przede wszystkim dzięki tytułowi wystawy „Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.” przygotowanej w 1993 r. przez Ligę Republikańską. Później wydano także album pod tym samym tytułem. Grzegorz Wąsowski, dawniej działacz Ligi przypominał, że:

Termin „żołnierze wyklęci” oznaczał, że po 1989 r. o bohaterach antykomunistycznego podziemia zapomniała elita III RP, a nie władze PRL. Dzisiaj raczej zwraca się uwagę na to, że byli oni „wyklęci” przez komunistów, wymazani przez nich z narodowego panteonu, a ich historia zakłamana. Tak, czy inaczej termin ten wrósł w polski język. W ostatnich latach nie brakuje jednak osób postulujących zastąpienie go określeniem Żołnierze Niezłomni (niektórzy używają sformułowania Wyklęci-Niezłomni). To pojęcie – ich zdaniem – lepiej oddaje ich postawę.

W sporze naukowym także nie ma jednomyślności. Niektórzy określają ich żołnierzami powojennego podziemia, inni – drugiej konspiracji albo podziemia antykomunistycznego. Każde z tych określeń ma jednak swoich przeciwników. Argumentem przeciwko pojęciu „żołnierze podziemia powojennego” jest to, że mówiąc o oporze przeciw sowietyzowaniu Polski ujmujemy także walkę sprzed zakończenia II wojny światowej, a więc toczoną po styczniu 1944 r., kiedy Armia Czerwona wkroczyła na przedwojenne ziemie Rzeczypospolitej, a przed 8 maja 1945 r. czyli dniem kapitulacji III Rzeszy Niemieckiej. Także sformułowanie „druga konspiracja” rodzi kontrowersje, bowiem biografie żołnierzy podziemia świadczą raczej o ciągłości pracy konspiracyjnej – wielu (większość?) z nich rozpoczęła walkę o wolność Ojczyzny jeszcze w czasie okupacji 1939–1944/45, a zajęcie Polski przez Armię Czerwoną i ustanowienie komunistycznej administracji stanowiło jej kontynuację – nową odsłonę. Uznanie więc ich za reprezentantów drugiej konspiracji jest często nieprawdziwe – ciągle bowiem tkwili oni w konspiracji „pierwszej”. Podobnie uznawanie ich za żołnierzy podziemia antykomunistycznego – choć prawdziwe – zawęża ideę, o którą walczyli. Nie zeszli bowiem do podziemia, by przeciwstawić się konkretnemu systemowi, ale by wywalczyć niepodległość, najpierw więc starli się z wojennymi okupantami, a potem z narzuconym Polsce totalitarnym reżimem. 

Odsłony sporu o Wyklętych

Publiczny spór o Żołnierzy Wyklętych ma, w moim przekonaniu, trzy wymiary – wymiar historyczny, polityczny i merytoryczny. Mówiąc o wymiarze historycznym, mam na myśli spór związany z przeszłością, a więc materializujący napięcie pomiędzy tradycją niepodległościową a postkomunistyczną. W największym skrócie można oś tego sporu zdefiniować jako dążenie do odkłamania historii powojennego podziemia – podejmowane od lat PRL w drugim obiegu wydawniczym, a od lat 90. w jawnym życiu naukowym. Z drugiej strony mamy dążenie do zakonserwowania ujęcia właściwego dla propagandy reżimowej z lat „ludowej” Polski. Te dwie wizje rozpięte są między spojrzeniem na podziemie jako partyzancką walką o niepodległość Polski, a uznawaniem oddziałów zbrojnych za grupy bandyckie kierowane przez lokalnych „watażków”. Co ciekawe, polaryzacja tego konfliktu narracji, a czasem i konfliktu pamięci, nie jest oczywista. Bowiem części środowisk wywodzących się z opozycji demokratycznej w latach PRL i jej ideowym spadkobiercom bliżej jest do spojrzenia reżimowego. Wydaje się, że przyczyny tego stanu rzeczy są biograficzne. Osoby, które w młodości zaangażowane były w budowę systemu komunistycznego albo z tą ideologią sympatyzowały, nie są skłonne do promowania postaw jednoznacznie niepodległościowych, bo to podważa ich życiorys, ich ewolucję od zaangażowania do krytyki systemu. Te środowiska będą więc miały skłonność do negowania walki zbrojnej jako postawy godnej pochwały, używając najczęściej argumentów o końcu wojny i konieczności zaprzestania przelewu krwi.

Nie mniej ciekawy jest konflikt pamięci, który związany jest z losem własnym lub swych przodków i znajomych. W tym przypadku negatywne lub niejednoznaczne doświadczenia związane z podziemiem będą służyły wzmocnieniu jego „czarnej legendy”, bez woli wyjaśnienia istoty wydarzeń z przeszłości, które zachowały się w rodzinnych wspomnieniach. A z drugiej strony będziemy mieli do czynienia ze zjawiskiem tworzenia „białej legendy” wokół osób, które uległy demoralizacji i których działania będące pospolitymi przestępstwami próbuje się przedstawiać jako walkę o niepodległość. To zresztą najbardziej skomplikowany i złożony element konfliktu pamięci wokół Żołnierzy Wyklętych.

Drugim wymiarem jest polityzowanie konfliktu wokół zjawiska powojennego podziemia. Może się ono nakładać na wspomniany wcześniej wymiar historyczny (odnoszący się do napięcia reżim-opozycja) czy nawet go wzmacniać. Ale mam tu na myśli głęboką, niszczącą dla narodowej wspólnoty polaryzację polityczną. W ostatnich latach możemy więc dostrzec nowe zjawisko, w którym strony politycznego konfliktu – sięgającego głęboko w inne sfery: kulturalną, społeczną itd. – zagospodarowują również przestrzeń historyczną. W dużym uproszczeniu możemy więc powiedzieć, że samo zaangażowanie się władzy w obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych powoduje, że opozycja uznaje to historyczne święto za „pisowskie” i zaczyna je negować, poddając w wątpliwość także istotę samego zbrojnego oporu. Z drugiej strony mamy z kolei tendencję do promowania jako godnych czci i takich partyzantów, którzy mając w swym życiorysie etapy walki o niepodległość, odeszli od ideałów podziemnych dopuszczając się czynów, za które w latach wojny stanęliby przed sądami specjalnymi Polskiego Państwa Podziemnego.

W tle tych sporów rozwija się trzecia płaszczyzna obejmująca debatę historyków, których polemiki dotyczą najczęściej konkretnych akcji, oddziałów czy dowódców, a także skali zjawiska odchodzenia od kodeksu żołnierskiego, czyli tzw. bandycenia się oddziałów partyzanckich. W tym wymiarze także nie brakuje emocji, a dyskusja niejednokrotnie odbiega od ideału zdystansowanego namysłu.

Zjawisko historyczne

Podziemie antykomunistyczne w swej masie było kontynuacją niepodległościowego oporu z lat wojny. Decyzja o pozostaniu w konspiracji wynikała z prostej przesłanki – chociaż wojna się skończyła, Polska nie odzyskała niepodległości. Armia Czerwona przyniosła nowe zniewolenie, a totalitaryzm nazistowski został zastąpiony komunistycznym. Mieszkańcy wschodnich terenów Polski powojennej oraz odebranych nam Kresów doświadczali czerwonego totalitaryzmu już po raz drugi, po okupacji sowieckiej z lat 1939–1941. Zakłamywanie przez półwiecze komunizmu polskiej historii i utrzymanie części tych nieprawd także po 1989 r. powoduje, że wciąż nie widzimy wyraźnie oczywistości, a więc tego, że w latach 1944–1945 zostaliśmy podbici przez Związek Sowiecki, a władza ustanowiona w Polsce pojałtańskiej z nadania Moskwy była uzurpatorska. Konstytucyjny Rząd RP na Uchodźstwie do rozwiązania Polskiego Państwa Podziemnego reprezentowało nad Wisłą podziemie. A od jesieni 1945 r. to konspiracja kontynuowała idee Polski Niezawisłej.

Dwa nurty podziemia antykomunistycznego, w olbrzymiej liczbie różnych konspiracyjnych inicjatyw, miały znaczenie ogólnopolskie. Pierwszy wywodził się wprost z idei Polskiego Państwa Podziemnego. Po rozwiązaniu Armii Krajowej, w styczniu 1945 r., działania konspiracyjne przejęła organizacja „Niepodległość” krypt. „NIE”, jednak w marcu t.r. uznano ją za zdekonspirowaną przed Sowietami i rozwiązano. Ostatnią organizacją będącą pionem zbrojnym Polskiego Państwa Podziemnego stała się więc działająca od kwietnia do sierpnia 1945 r. Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj. Jednak latem, wraz z innymi agendami PPP, także i ona została rozwiązana. Zastąpiło ją Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” – w założeniu organizacja cywilna, która jednak w praktyce – zwłaszcza w Polsce wschodniej i centralnej – pozostała wojskową.

Drugim nurtem konspiracji ogólnopolskiej było podziemie narodowe. Początkowo walczyło ono w dwóch odrębnych strukturach: Narodowych Siłach Zbrojnych i Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym. NSZ skupiało te siły podziemia narodowego, które w czasie wojny nie weszły ostatecznie w skład AK, zaś NZW początkowo – oddziały Narodowej Organizacji Wojskowej, które z Armią Krajową zostały scalone. Obie odnogi zbrojnej konspiracji narodowej połączyły się na przełomie 1946 i 1947 r., kiedy NSZ podporządkowało się NZW.

W całej Polsce pojałtańskiej aktywne były również liczne oddziały czy budowane na bazie byłych akowskich kontaktów organizacje, które po rozwiązaniu AK i utraceniu kontaktu z „organizacyjną górą”, działały w skali lokalnej bądź regionalnej.

Obok nurtu poakowskiego czy narodowego występowały liczne organizacje określane przez historyków jako nieafiliowane, a więc tworzone w oderwaniu od akowskich czy narodowych siatek i oddziałów z lat wojny.

Sytuacja podziemia dość dynamicznie się zmieniała. Szacuje się, że po rozwiązaniu AK w oddziałach leśnych walczyło ciągle ponad 17 tys. żołnierzy. Jeśli dodamy do tego sieć cywilną, łączników, wywiadowców, informatorów, meliniarzy itp. możemy mówić o kilkuset tysiącach osób w różnym stopniu zaangażowanych w aktywność lub pomoc dla podziemia. Między innymi dlatego w latach 1944–1946 władza komunistów ograniczała się do dużych aglomeracji miejskich. „Polska gminna”, a na niektórych terenach – zwłaszcza na ścianie wschodniej i południowej – także „powiatowa”, kontrolowana była przez podziemie.

Dopiero postępujące represje, a także załamanie się nastrojów społecznych związane ze sfałszowaniem referendum z czerwca 1946 r. i wyborów ze stycznia 1947 r., doprowadziły do zmiany sytuacji. Nie można też zapominać o znaczeniu akcji pacyfikacyjnych przeprowadzanych zimą z 1946 na 1947 r., a wymierzonych w sztaby partyzanckie, które przyniosły śmierć lub więzienie licznym dowódcom oddziałów czy zgrupowań.

Sfałszowanie wyborów, przy milczącej akceptacji wolnego świata oraz ogłoszenie tak zwanej drugiej amnestii spowodowało, że wielu ze zdemobilizowanych zimą partyzantów, wiosną ujawniło się, bowiem nie miało już gdzie wracać. Szacuje się, że po zakończeniu akcji amnestyjnej z 1947 r. w lasach i górach pozostało już tylko nieco ponad 1800 walczących. Szeregi oddziałów doświadczanych kolejnymi obławami, zasadzkami, prowokacjami sukcesywnie się kurczyły. Z czasem przeistaczały się one w tzw. grupy przetrwania, niezdolne już do walki ideowej, których celem było jak najdłuższe unikanie „wpadki”. Szacuje się, że z początkiem lat 50. aktywnych żołnierzy podziemia nie było już w Polsce pojałtańskiej więcej niż ok. 400. Tylko niewielka ich część walczyła w nielicznych już oddziałach, większość ukrywała się przed aresztowaniami, nie prowadząc działań antysystemowych. Do lat 60. dotrwało w ukryciu raptem kilku partyzantów.

Czytaj całość na portalu przystanekhistoria.pl

do góry