Wanda Truska to córka kawalerzysty, uczestnika I wojny światowej i wojny obronnej Polski w 1939 r. Jako dziecko wraz z całą rodziną została zesłana na Syberię.
– Jak mój ojciec wrócił z wojny, to było przed świętami, a 10 lutego już przyjechali Rosjanie i zabrali NKWD. „Wstawaj – o 4:00 z rana – ubieraj się, zabieraj ze sobą, co możesz” i wywieźli nas – wspomina Wanda Truska.
Podróż na Syberię trwała ponad trzy tygodnie. W jednym wagonie towarowym przewożono ok. 45 osób. Zapewniano gorącą wodę i raz dziennie chleb.
– Dużo ludzi chorowało. Jak ktoś umarł, to stryłok przychodził do wagonów i jak pociąg stanął, wyrzucano go na śnieg. A tam dookoła nic nie było, tylko lasy – opowiada Świadek Historii.
Przez ok. trzy tygodnie od przybycia na miejsce, mężczyźni zajmowali się budową mieszkalnych baraków. Były to długie, zbudowane z drewna sosnowego budynki, podzielone na mieszkania. W każdym z nich znajdował się jeden piec. Były również łazienki oraz duża kuchnia ze stołówką, w której zatrudnione były Rosjanki. Mężczyźni pracowali przez sześć dni w tygodniu przy wycince lasu i rąbaniu drewna. Osoby powyżej 14 roku życia zajmowały się ścinaniem gałęzi z drzew i załadunkiem na pociągi. Jak zauważa Truska, pracowano po 14-16 godzin dziennie.
– Nacisk był na to, żeby tyle i tyle drzewa wyciąć. Jeżeli nie mieli tyle do wywózki – a była już wtedy wybudowana wąskotorówka – i jak na przykład podczas tego dnia nie wyrobili tej normy, to musieli w niedzielę iść do pracy i nadrobić to wszystko.
W 1941 r., po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej i w wyniku układu Sikorski-Majski, polscy zesłańcy syberyjscy otrzymali wolność. Zanim jednak wydostali się z nieludzkiej ziemi, musieli przebyć setki kilometrów. Jednym z przystanków było uzbeckie miasto Samarkanda, gdzie na olbrzymim placu przed meczetem oczekiwano na dalszy transport. Aby otrzymać kawałek chleba ludzie, tłoczyli się w kolejce do punktu obsługiwanego przez Czerwony Krzyż.
– Wtedy widziałam najwięcej śmierci. Bo tak, stoi ta cała kolejka od rana do wieczora. Ledwie się skończy śniadanie, to już na popołudnie czekają, czy na kolację. I jak tak ludzie stoją w tej kolejce i komuś się niedobrze zrobi i upadnie, to często widziałam, potrzęsie się tak trochę i już umrze. I nikt z kolejki, rodzina, nikt nie opuścił swojej kolejki, żeby pomóc temu człowiekowi, bo gdyby to zrobił, to już go nie wpuszczą tam z powrotem – mówi sybiraczka.
W 1947 r. Wanda Truska dołączyła do ojca w Anglii, który dotarł tam z Armią Andersa. Następnie rodzina udała się do Kanady, gdzie osiedliła się na stałe. Polska emigrantka wspomina, że było to ciężkie życie.
– Co tutaj było w Kanadzie? Wszyscy, którzy przyjeżdżali, to na kontrakty albo do lasu, albo na farmy, albo do kopalni. To samo, co w Rosji było (…). W 1948 roku nie było żadnej pomocy. Jak człowiek nie miał tych dwóch i pół centa na kawałek chleba, to nie dostał, to zmarł.
W blisko godzinnej relacji Świadek zastanawia się także, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby żyła w Polsce oraz dzieli się swoimi obawami dot. powrotu do ojczyzny, którą pierwszy raz odwiedziła dopiero w 1992 roku.
►Obejrzyj notację z Wandą Truską
* * *
Opowiedziane.ipn.gov.pl jest narzędziem, które pozwala na zapoznanie się z archiwalnym zasobem IPN w zakresie historii mówionej. Umożliwia spojrzenie w przeszłość oczami świadków, którzy dotykają najważniejszych zagadnień polskiej historii: II wojna światowa, wywózki Polaków na wschód ZSRS, zbrodnia katyńska, ratowanie Żydów przez Polaków w czasie Holocaustu, rzeź wołyńska, powstanie warszawskie, opozycja w PRL, Solidarność oraz szeregu innych wydarzeń. Obecnie na portalu znajduje się już ponad sto relacji.