21
lutego 1947 roku we wsi Ostrowsko koło Nowego Targu wraz z nieliczną
grupą podkomendnych został otoczony przez oddziały KBW, UB i MO mjr
Józef Kuraś ps. „Ogień”, dowódca największego
zgrupowania partyzanckiego
w Krakowskiem. Nie mając możliwości odwrotu
popełnił samobójstwo
na strychu jednej z wiejskich chałup.
Zmarł w nowotarskim szpitalu tuż po północy 22 lutego 1947 roku.
W drugiej połowie lat czterdziestych oficjalna propaganda przedstawiała
go jako „psychopatę”, „znanego już przed wojną
koniokrada”, bandytę „odznaczającego się szczególnym
sadyzmem wobec eksploatowanej ludności góralskiej”,
którego „najgorliwszymi współpracownikami” są
„członkowie SS i gestapo”, pomocnika
„wilkołaków i pokrewnych ruchów
faszystowskich”, chcącego zamienić Podhale w krainę obłędnych
«ogników» niosących pożogę i mord”. Stefan
Korboński, pełniący w 1945 roku obowiązki Delegata Rządu RP na Kraj
nazwał go „Królem Podhala” i „tatrzańskim
Janosikiem dwudziestego wieku, którego sława na Podhalu żyć
będzie przez wiele lat przekazywana z pokolenia na pokolenie”.
Dzisiaj jest przez niektórych uznawany – w znacznym
stopniu dzięki wieloletniej propagandzie komunistów – za
postać kontrowersyjną. Wówczas, jak wynika z PPR -owskich
dokumentów, największą bolączką „władzy ludowej”
było jednoznaczne poparcie ludności Podhala dla jego oddziałów.
Józef Kuraś przyszedł na świat 23 października 1915 roku w rodzinie o dużych tradycjach zaangażowania w
działalność patriotyczną i obywatelską. Jako przedwojenny podoficer
Korpusu Ochrony Pogranicza i uczestnik kampanii wrześniowej praktycznie
od początków okupacji zaangażował się w działalność
konspiracyjną. Pod pseudonimem „Orzeł” był dowódcą i
instruktorem szkolenia grupy dywersyjnej podległej regionalnej
organizacji niepodległościowej Konfederacja Tatrzańska. Po rozbiciu tej
organizacji przez Niemców jego grupa stała się podstawą, na
której stworzono jeden z pierwszych oddziałów
partyzanckich Armii Krajowej na Podhalu.
Dowódcą
był początkowo por. Władysław Szczypka ps. „Lech”,
później Jan Stachura ps. „Adam” i Krystian
Więckowski „Zawisza”. Józef Kuraś przez cały czas
pełnił funkcję szefa oddziału. Wtedy nosił już pseudonim
„Ogień”, który przyjął po tym jak 29 czerwca 1943
roku w ciągu jednej nocy w odwecie za działalność konspiracyjną
zamordowano jego 73-letniego ojca, żonę oraz dwu i półrocznego
syna.
Ciała pomordowanych i cały dom oblano benzyną i podpalono, zabraniając gaszenia pożaru.
W
końcu grudnia 1943 roku, w czasie nieobecności „Zawiszy”,
prowadzeni przez konfidenta Niemcy zaskoczyli partyzantów i
rozbili obóz oddziału. W walce zginęło dwóch
partyzantów. „Ogień”, który dowodził
oddziałem w
zastępstwie „Zawiszy”, został obarczony pełną
odpowiedzialnością za te wydarzenia. Mimo wysyłanych przez niego
raportów do Komendy Okręgu i próśb o szczegółowe
śledztwo, pojawiły się nie potwierdzone ostatecznie przypuszczenia, że
wydano na niego wyrok śmierci. Dopiero latem 1944 roku.
„Ogień” został poinformowany, że dochodzenie w sprawie tych
wydarzeń zostało umorzone. Próbowano go ponownie wezwać do
stawienia się pod komendę dowódcy Inspektoratu AK. Było już
jednak za późno.
Wiosną 1944 roku „Ogień” przyjął propozycję sformalizowania zawsze bliskich
kontaktów ze środowiskiem nowotarskich działaczy konspiracyjnego
Stronnictwa Ludowego „Roch” – wchodzących
jednocześnie w skład powiatowych struktur administracji podziemnej w
ramach Delegatury Rządu RP. Wraz z grupką swoich podkomendnych przyjął
propozycję przemianowania ich na oddział specjalny Ludowej Straży
Bezpieczeństwa, czyli zbrojnej formacji konspiracyjnego Stronnictwa
Ludowego „Roch”. Jesienią 1944 roku jego licząca już ok. 80
żołnierzy grupa partyzancka stała się oddziałem egzekucyjnym Powiatowej
Delegatury Rządu RP w Nowym Targu i wykonywała wyroki podziemnych
sądów specjalnych.
W
końcu roku 1944 za wiedzą swojego politycznego zwierzchnictwa nawiązał
bliską współpracę z przybyłym na Podhale oddziałem AL por.
Izaaka Gutmana. Zbiegło się to z decyzją nowotarskiego kierownictwa ruchu ludowego o
podjęciu na szczeblu lokalnym próby przejęcia władzy po
wkroczeniu Armii Czerwonej na te tereny. Ludowcy liczyli na to, że
komuniści, nie mający żadnego zaplecza wśród ludności na
Podhalu, będą musieli zaakceptować fakty dokonane stworzone przez SL.
Podobne akcje „Roch” podejmował na innych obszarach
Małopolski. Kuraś miał realizować te plany na Nowotarszczyźnie.
Po
zajęciu Podhala przez Rosjan „Ogień” sprowadził swoich
podkomendnych do Nowego Targu i utworzył powiatowe oddziały milicji
ludowej. Po przybyciu zorganizowanej przez UB grupy operacyjnej
wykorzystał protekcję aelowców Gutmana i udało mu się otrzymać
nominację na kierownika nowotarskiego Urzędu Bezpieczeństwa, który w
znacznym stopniu obsadził własnymi podkomendnymi. Bardzo szybko okazało
się jednak, że realizacja koncepcji podziemnego SL nie miała szans
powodzenia. Po trzytygodniowym nominalnym sprawowaniu funkcji
kierownika UB Józef Kuraś 11 kwietnia 1945 roku ponownie poszedł
w góry i ze swoich podkomendnych stworzył Oddział Partyzancki „Błyskawica”.
18 kwietnia 1945 roku jego podkomendni rozbili nowotarski Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego.
Obławy NKWD a później UB, KBW i WP nie były w
stanie zapobiec rozrostowi liczebnemu oddziału. W 1946 roku kompanie
podlegające Kurasiowi działały na obszarze sięgającym od
przygranicznych terenów Słowacji na południu aż po miasto
Kraków i tereny powiatu miechowskiego na północy.
„Ogień”
nie miał złudzeń co do rzeczywistych celów ogłoszonej w 1945
roku amnestii. „Sprawa złożenia broni: jako Polak i stary
partyzant oświadczam: wytrwam do końca na swym stanowisku «Tak mi
dopomóż Bóg» – pisał w
liście z 15 października 1945 roku do nowotarskich UB-owców
– Zdrajcą nie byłem i nie będę. [... ] Daremne wasze trudy,
mozoły i najrozmaitsze podstępy. Gwarancje wolności wydajecie więźniom,
których katujecie jak barbarzyńcy. Wstyd, hańba. Swoim
postępowaniem doprowadzicie do zguby samych siebie. [...] Żegnam was
rodacy komuniści, zasyłając pozdrowienia dla Borowicza [...] i wielu
innych, którzy zamienią się w sztandary powiewające na suchym
drzewie”.
Od
początku roku 1946 obszar, na którym administracja komunistyczna
sprawowała władzę kurczył się praktycznie z każdym dniem. Eugeniusz
Wojnar, ówczesny
instruktor propagandy w Komitecie Powiatowym PPR w Nowym Targu pisał po latach, że „w ciągu 1946 roku w powiecie tym nie ostał się ani jeden posterunek MO z
wyjątkiem Zakopanego i Szczawnicy. Pozostałe były wielokrotnie
rozbrajane, akta i urządzenia niszczone, broń i umundurowanie
zabierane, a co aktywniejsi funkcjonariusze bici lub zabijani. Można
stwierdzić – pisał dalej Wojnar – że Ogień wówczas
panował w terenie, stanowił siłę, miał swoje oddziały w każdym niemal
zakątku. Jego wpływy sięgały tak daleko, że nawet organa władz bezpieczeństwa,,
i
milicji nie były od nich wolne”. Nie bez przyczyny w innych
wspomnieniach ten sam autor pisał, że w warunkach zimowych istniały
obszary, których rzeczywistymi władcami „stawały się
grasujące na terenie całego powiatu bandy zbrojne Ognia”. Według
Wojnara przykładem „obszaru opanowanego przez leśnych” była
Ochotnica Górna, gdzie, jak pisał „miejscowa ludność miała
uzasadnioną wątpliwość czy władza ludowa w ogóle istnieje, wszak
na tym terenie faktycznie nie liczyła się, nie była odczuwalna, na
każdym kroku dawało o sobie znać reakcyjne podziemie. Górale nie
wywiązywali się z obowiązków wobec Państwa [...], np. do odbycia
służby wojskowej zgłosiło się zaledwie 5% poborowych”.
Ówczesny Przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Kontroli
Partyjnej PPR Bronisław Pawlik w sprawozdaniu za okres od listopada
1945 do lutego 1946 roku określił sytuację na terenach powiatów
Nowy Targ, Żywiec i Nowy Sącz jako „bardzo ciężką”,
stwierdzając topnienie szeregów PPR na tych terenach:
„Chłopi znów po wsiach pomagają mu [„Ogniowi”
– przyp. red.] przechowując go i jego ludzi. Są takie wsie, gdzie
formalnie żadna władza wcale nie ma dostępu, dlatego organizacja [...]
w terenie się wcale nie rozwija, a cały Komitet Powiatowy pracuje pod
strachem”.
Jeszcze bardziej alarmująco dla komunistów brzmiały sprawozdania
sekretarzy powiatowych PPR na plenum Komitetu Wojewódzkiego PPR
z 19 marca 1946 roku. M.in. sekretarz z Nowego Targu mówił:
„Terror bardzo silny, wielu członków oddaje legitymacje,
ze strachu. [...] ogólna bieda ludności która jest
nastawiona wrogo do Państwa – ciemnota mas. [...] Nie ma mowy o
pracy dopóki nie zniszczymy bandy Ognia. [...] Współpraca
z PPS nie istnieje, w urzędach siedzi reakcja, wydano listę
pobierających kartki żywnościowe w ręce Ognia”.
W planach działań przeciw podziemiu walka ze zgrupowaniem
„Ognia” znalazła się na pierwszym miejscu wśród
najważniejszych zadań w województwie. W 1946 roku skierowano do
powiatu nowotarskiego dodatkowe jednostki wojskowe. Wbrew oczekiwaniom
komunistów nie zmieniło to sytuacji na Podhalu i w
województwie.
W sprawozdaniu szefa Głównego Zarządu
Polityczno-Wychowawczego WP za sierpień 1946 roku czytamy, że
działalność podziemia
w województwie krakowskim uległa intensyfikacji: „W
dalszym ciągu terenem najgroźniejszym są powiaty: Nowy Targ, Nowy Sącz
- Limanowa – rejony działalności Ognia i band jemu
podporządkowanych. Sytuacja na tym terenie jest szczególnie
groźna – Ogień jest faktycznym gospodarzem, który nakłada
kontrybucje, wysiedla niepożądanych dla niego ludzi z wiosek, zmienia
sołtysów, itd. Miejscowe posterunki MO, albo są rozbrajane albo
po cichu współpracują, lub przynajmniej są neutralne wobec band.
[...] W dalszym ciągu regularnie zatrzymuje się pociągi, rozbraja
żołnierzy”. W sprawozdaniach PPR pisano, że Nowy Targ „to
teren najtrudniejszy w województwie. Terror – jakiego nie
było dotychczas. [...] Wzmogła się propaganda – grożące afisze i
ulotki. Najgorsze jest to, że ludność nie reaguje na te wypadki z
wyjątkiem jednostek, które potępiają bandytyzm. [...] Członkowie nie mogą oficjalnie występować jako pepeerowcy – partia nie wzrasta”.
Komórki PPR w Nowym Targu, Zakopanem i okolicach podobnie jak i
na innych obszarach województwa zeszły do konspiracji. Nic więc
dziwnego, że cytowany już Wojnar rejestrował wśród tamtejszych
PPR-owców „poczucie beznadziejności sytuacji wyrażającej
się tym, że [...] przekształciliśmy się w swego rodzaju zakład
pogrzebowy odprowadzający na cmentarz prawie co tydzień, a nieraz i dwa
razy w tygodniu ciała zamordowanych towarzyszy. [...] Zaczęliśmy się
raczyć alkoholem dość obficie. Upijaliśmy się na smutno”.
Natomiast w sprawozdaniu Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej
czytamy, że „na powiat ten [nowotarski – przyp. red.]
wysyłało się ludzi do UB czy MO za karę”.
„Ogień” traktował swoją działalność jako samoobronę i przygotowanie do udziału w nowej wojnie. Wierzył, że już
wkrótce konflikt Zachodu z ZSRR przyniesie prawdziwą
niepodległość Polski. 14 listopada 1946 roku „Ogień” wysłał list do Bieruta, w którym wypunktował m.in. cele swojej walki:
„Oddział Partyzancki
«Błyskawica» walczy o Wolną, Niepodległą i prawdziwie
demokratyczną Polskę. Walczyć będziemy tak o granice wschodnie jak i
zachodnie. Nie uznajemy ingerencji ZSRR w sprawy wewnętrzne polityki
państwa polskiego. Komunizm, który pragnie opanować Polskę musi
zostać zniszczony”.
W swoich odezwach „Ogień” ostrzegał wszystkich
konfidentów i ludzi pełniących w UB kierownicze stanowiska
„w celu tępienia prawdziwych Polaków”, że będą
„na każdym kroku wieszani i strzelani, nie patrząc na ich
pochodzenie, a ich dobytek zostanie skonfiskowany na rzecz
oddziałów partyzanckich”. Dlatego też wielokrotnie
działalność jego oddziałów wymierzona była zarówno w
osoby narodowości polskiej, jak i pochodzenia niemieckiego, słowackiego
i żydowskiego. W odniesieniu do tych ostatnich Józef Kuraś
postulował przeprowadzenie akcji wysiedlenia Żydów z Podhala
(tak jak w tym samym czasie czyniono z Niemcami ze Śląska i Pomorza,
Ukraińcami na zachód od Sanu czy Białorusinami z
Białostocczyzny), co wiązało się z powszechnym wówczas
utożsamianiem Żydów z nowym reżimem ze względu na ich stosunkowo
liczny udział w strukturach komunistycznej władzy. Podkomendni
„Ognia” zdecydowanie zaprzeczali oskarżeniom o dążeniu do
fizycznej likwidacji ludności żydowskiej. „Nie było wypadku, żeby
Żyd za samo pochodzenie został zlikwidowany” – mówił
wiele lat po wojnie Bogdan Szokalski „Herkules”, były
adiutant Kurasia.
W końcu 1946 roku UB
zanotowało kilka znaczących sukcesów w walce z oddziałami
„Ognia”. Jednocześnie stosując zasadę odpowiedzialności
zbiorowej w podhalańskich wioskach zaczęto prowadzić masowe
aresztowania i wysiedlenia całych rodzin, co dodatkowo pogorszyło
sytuację partyzantów.
Rankiem 20 lutego 1947 roku Kuraś wraz z sześcioosobową grupką
podkomendnych przybył do Ostrowska. Następnego dnia rano ok. godziny
9.30 poinformowany został o tym fakcie nowotarski PUBP. Natychmiast
ogłoszono alarm dla 40-osobowej kompani 6 samodzielnego batalionu
operacyjnego KBW. Dołączyło do niej dziesięciu funkcjonariuszy UB i MO
z Nowego Targu. Otoczono dom,
w którym przebywali partyzanci. O 13.00 rozpoczęto atak. Po
zdobyciu zagrody okazało się, że „Ogień” ze swoimi
podwładnymi wycofali się niepostrzeżenie do sąsiedniego budynku.
Podczas kolejnego ataku partyzanci podjęli próbę ucieczki, w
czasie której polegli „Zimny” i „Kruk”.
Przez okrążenie przedarli się „Powicher”,
„Harnaś” i „Szpak”.
Dopiero po spaleniu zabudowań, KBW zorientowało się, że Kuraś wraz z
„Hanką” niezauważeni przebiegli do następnego budynku. Dom
ten otoczono i zażądano aby Kuraś się poddał. „Ogień”
propozycję odrzucił, ale polecił „Hance” złożyć broń i
wyjść na zewnątrz. Następnie, próbując popełnić
samobójstwo ciężko ranił się w głowę wystrzałem z pistoletu. W
stanie częściowej utraty przytomności został przewieziony do szpitala w
Nowym Targu, gdzie zmarł.
Wielu jego podkomendnych, korzystając z nowej amnestii złożyło broń.
Część w dalszym ciągu kontynuowała walkę przez następne lata.
Komunistyczna „władza ludowa” nie przebaczyła nigdy tym,
którzy stawiali opór: wszyscy byli podkomendni
„Ognia” byli poddani szczególnej inwigilacji ze
strony UB
a później SB – aż do lat 80-tych. O czarną legendę „Ognia”
i jego żołnierzy zadbał m.in. komunistyczny literat Władysław Machejek,
który w swojej książce „Rano przeszedł huragan”
zamieścił jako swoisty aneks-dokument m.in. fałszywy, spreparowany
przez siebie tekst rzekomego „Dziennika Ognia”. Nośność
tego „dokumentu” zapewniło kilkanaście wysokonakładowych
wydań książki w okresie całego PRL-u. Wiele środowisk jeszcze w latach
90-tych posługiwało się tym „dziennikiem” aby udowodnić
tezy o bandyckim charakterze zgrupowania.
|