–
Każdy z historyków poznaje pewne fakty przy różnych
okazjach, a w jakich okolicznościach dowiedział się Pan Profesor o
powstaniu w Czortkowie?
–
Prof. dr hab. Mieczysław Wieliczko: Może nie dosłownie „o
powstaniu w Czortkowie”, ile bardziej o represji za „polską
konspirację” (takiego określenia używał informator) w Czortkowie
opowiadał mi inż. Adam Turzański w końcu stycznia 1978 r., pochodzący z
Trembowli, żołnierz września ’39 osiadły na Węgrzech. To była na
pewno pierwsza informacja o wydarzeniach w Czortkowie, ale powtarzam,
utrzymana w kategorii represji za patriotyczną postawę,
„konspirację gimnazjalną”, ale bez określenia jej celu w
powoływanej rozmowie. Były to wiadomości jakie A. Turzański zasięgnął,
wyjeżdżając kilkakrotnie do „stron rodzinnych” około 1970
r. Wszystko to wynikło na tle rozmowy, że „Wieści Polskie”
w Budapeszcie podawały informacje o wydarzeniach w Małopolsce
Wschodniej na podstawie listów, bowiem w latach 1939–1941
trwała korespondencja z Węgrami bez przeszkód. Zasadnicze jednak
informacje zyskałem z artykułu Jędrzeja Tucholskiego opublikowanego w
miesięczniku „Karta” 2000/31.
–
Czy w czasach PRL – zdaniem Pana Profesora – były szanse,
aby mogła ona trafić „pod strzechy” czyli do publicznego
obiegu?
–
Informację o powstaniu w Czortkowie, jako jeden z przykładów
postawy Polaków pod okupacją sowiecką podawałem w treści wykładu
dla studentów IV–V roku studiów historycznych.
Także w treści wykładu monograficznego nt. „Interpretacje
stalinizmu” dla studentów Europeistyki II–V roku w
trzyletnim cyklu, od roku akad. 2001/02.
– Co decydowało o wymazywaniu tego faktu z historii ZSRR, Ukrainy i z naszej, polskiej historii?
–
Najkrócej mówiąc: cenzura. Ale szerzej, to brak badań,
bowiem polityka planowania badań naukowych, ich zatwierdzanie, etc.
wykluczała w warunkach państwa radzieckiego podejmowanie takich
tematów. Do początku lat 90. XX w. było to nie do pomyślenia, a
bliżej naszych czasów, to wciąż utrzymująca się, delikatnie
mówiąc, reglamentacja dostępu do źródeł, co łącznie
sprzyja społecznej amnezji. Odnoszę wrażenie, że Ukraina nie jest
zainteresowana tzw. polską tradycją historyczną na swoim terytorium
państwowym. Stąd badania takiej problematyki nie znajdują
autorów wśród tamtejszych profesjonalistów.
Pozostają amatorzy – pasjonaci, ale o tych coraz trudniej na
dobrym poziomie. Polacy natomiast mają zasadnicze trudności w dotarciu
do archiwaliów i na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat, daje
się zauważyć taka tendencja.
–
A gdyby obecnie, jak studentowi na egzaminie – zadano Panu
pytanie „Proszę opowiedzieć o powstaniu w Czortkowie”, to
co w roku 2004 podkreśli Pan w odpowiedzi?
–
Przede wszystkim całą sferę wolitywną w osobowościach
konspiratorów, ich patriotyzm, koleżeństwo, odwagę i dążenie do
wolności. Postawę walki jako imperatyw, następstwo wychowania
rodzinnego i szkolnego.
–
Czy w styczniu 1940 roku, najbardziej chyba dramatycznym roku
sowieckiej okupacji RP, powstańcy mieli jakieś szanse na zrealizowanie
swoich planów tzn. zagrożenie garnizonowi Czerwonej Armii i NKWD
w Czortkowie i przebicie się później do Zaleszczyk, a następnie
do Rumunii?
–
Tak. Szansa taka była przy sparaliżowaniu łączności służb sowieckich,
ich zaskoczeniu i dezorientacji. Czy możliwe było przebicie się do
Rumunii? Nie wiadomo, jak była ufortyfikowana granica i czy można było
liczyć na drożność na linii kolejowej za Zaleszczykami…
–
Spotkałem się z komentarzem, że młodzi konspiratorzy zostali w
Czortkowie sprowokowani do podjęcia działań zbrojnych przez NKWD,
przygotowujące się do deportacji Polaków i zdecydowane znać
możliwości oraz siły ewentualnego polskiego oporu. Co Pan sądzi o tej
sugestii?
–
Prowokacja, jako jedna z metod pracy NKWD przejęta od Ochrany, łącznie
z dobrym wywiadem społecznym, mogła być zamierzonym rozpoznaniem
struktur polskiej konspiracji. Nie wiązałbym jednak tego ze sprawą
deportacji, bowiem na tym szczeblu organizacyjnym NKWD o planowaniu
deportacji nie mogło być wiadome z takim wyprzedzeniem.
–
Jak Pan, mając 20 lat i mieszkając w roku 1940 w Czortkowie, zachowałby
się, wzywany przez kolegów do udziału w walce? Dołączyłby Pan do
nich czy – nie obawiając się zarzutu o tchórzostwo –
wzywałby raczej do opamiętania?
–
Zdecydowanie dołączyłbym, bowiem mając 21 lat bez wahania zaangażowałem
się czynnie w „Polskim Październiku”. Nie wątpię, że w 1940
r. postąpiłbym podobnie. Wykluczam perswazję i dążenie do opamiętania
się konspiratorów.
–
Podpisałby się Pan Profesor dzisiaj pod decyzją o budowie pomnika,
mającego przypominać powstanie czy raczej, znając dramat
uczestników i zakres sowieckich represji, wolałby Pan złożyć
swój podpis pod krytyczną analizą tego wydarzenia?
–
Zdecydowanie poparłbym ideę upamiętnienia Czynu młodzieży Czortkowa ale
czy w formie pomnika? Nie wiem. Nie odważyłbym się jednak potępić ich
ofiary, pamiętając o inskrypcji z piwnicy w Alei Szucha: „Łatwo
jest mówić o Polsce…”.
–
Powinno się uczyć o powstaniu, w podręcznikach szkolnych włączyć
wydarzenia w Czortkowie do historii polskich powstań, czy uznać ten
epizod za kompromitujący konspiratorów i w ogóle nie
zajmować się tematem?
–
Nie obciążałbym podręczników szkolnych jeszcze jednym faktem,
wymagającym obszerniejszego komentarza. Jeżeli w szkole średniej
– to tylko na zajęciach fakultatywnych, specjalistycznych.
Natomiast w podręczniku akademickim, na tym poziomie, wydarzenia w
Czortkowie powinny mieć miejsce i być traktowane jako jeden z
wątków polskiej konspiracji niepodległościowej, na równi
z innymi lokalnymi przejawami oporu antysowieckiego w latach
1939–1941, np. wprowadzonymi do historiografii przez profesora
Tomasza Strzembosza z obszaru ziem północno-wschodnich
Rzeczypospolitej. Między Czortkowem, a bagnami nad Biebrzą jest
analogiczna motywacja konspiracji, tylko okoliczności, środki
organizacyjne i zasięg są nieco odmienne, ale jest to ta sama Polska z
pozytywną odpowiedzią na pytanie: bić się?!
Prof. dr hab. Mieczysław Wieliczko jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej
w Lublinie
|