Złowróżbne strzały słyszane tego ranka w pobliżu ul. Mikołowskiej w Katowicach nie mogły być przedwczesnym sylwestrowym wiwatem. Ich pogłos, ostatnio coraz bardziej znajomy mieszkańcom, nie dawał się nigdy oswoić, ale i nie powodował komentarzy – niepotrzebnych w tak niepewnych czasach. O ile nawet przeczytano coś w prasie o będzińskim procesie z połowy grudnia i kilku wyrokach śmierci, nikt rozsądny nie potrafił i nie chciał zrozumieć logiki pracy ciemnych młynów „ludowej sprawiedliwości” za więziennym murem katowickiej fabryki śmierci. Nikt się zatem nie dowiedział, że w ten sylwestrowy dzień ów ponury tajny „kondukt” odprowadzał na nieznane miejsce spoczynku doczesne szczątki sześciu niezwykłych ludzi…
***
Przerwane życiorysy
Bolesław Palarz z Dziedzic oddał swoją lornetkę na potrzeby Zgrupowania Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego „Bartka”. Urząd Bezpieczeństwa dowiedział się, czyją była własnością, od jednego ze złapanych i przesłuchiwanych partyzantów. Ofiarodawca niechybnie wpadłby w ręce funkcjonariusza miejscowej bezpieki – własnego kuzyna – gdyby w ostatniej chwili nie zdołał zbiec do lasu. Pod pseudonimem „Ogień” uczestniczył w akcjach zaopatrzeniowych, później został łącznikiem „Bartka”. W chwili śmierci miał zaledwie dziewiętnaście lat.
Decyzja*
Bolesław Palarz „Ogień”
Chłopięce tu lata minęły mi ledwie
Gdy od Ojca, Matki – muszę ja uciekać
Jeden skok przez okno – jak w ogień, bezwiednie
Zanim wpadnę w łapy kuzyna-ubeka
Lornetka zdradziła, szkło strachem pobladło
Darowana braci leśnej, by im służyć
W ogniskowej pytań śledczych imię padło
Którego nie mogę używać już dłużej
Lornetka zgnieciona ubeckim obcasem
Zaciąży mi jeszcze w śledztw maszynopisie
Lecz ja się choć przydam Ojczyźnie, co w lasach
Niepodległa dotąd, aż ogień w Niej tli się
***
Władysław Guzdek – inny młody dziedziczanin – w domu nauczył się kołodziejskiego rzemiosła. Mającemu fach w ręku, piękną narzeczoną u boku, a dodatkowo rozpoczynającemu naukę w bialskiej Szkole Handlowej, powojenna rzeczywistość kreśliła – zdawałoby się – świetlaną przyszłość. On czerpał jednak ideowe wzory m.in. od brata Józefa, absolwenta Wyższej Szkoły Przemysłowej i nauczyciela, ppor. rez. 3. Pułku Strzelców Podhalańskich. Wichry wojny rzuciły tego zdolnego człowieka aż do Kozielska, skąd od 1940 r. nie dawał znaku życia. Władysław za namową kolegów wziął udział w kilku akcjach zbrojnych przeciwko komunistom. Zagrożony aresztowaniem, wstąpił do NSZ, przyjmując pseudonim „Wilk”. Po głośnej akcji likwidacyjnej w Czechowicach, 19 lipca 1946 r. ruszyła obława połączonych sił UB, MO i KBW, która pod Bestwiną zaskoczyła partyzantów. Ciężko ranny „Wilk” ukrył się i szczęśliwie uniknął aresztowania. Po rekonwalescencji służył „Bartkowi” jako łącznik.
Obława*
Władysław Guzdek „Wilk”
W bestwińskie skiby ciecze krew i grzęzną myśli
Jak grzęźnie kula w moich płucach zanurzona
Gdy brnę przez ogień wrogów, co tu na nas wyszli
Z drugiego brzegu, tam gdzie czeka narzeczona
Odetchnąć, chociaż tchu nie staje i krew płynie
Byle do chaty gdzieś przyjaznej ujść obławie
Wylizać rany, niczym wilk w lasu gęstwinie
Bo wilczy żywot w takich czasach służyć Sprawie
Przeżyć, oddychać, ranę jakoś się opatrzy
Nie dać się złamać, niepodległym obcej woli
Wrócić do walki znów, bo starszy Brat mój patrzy
Ten co nie wróci już z sowieckiej gdzieś niewoli
***
Józef Kołodziej „Wichura” pochodził z patriotycznej rodziny osiadłej w Bierach. Brat Alojzy, kapitan Wojska Polskiego i nauczyciel, zginął w Sachsenhausen. Drugi brat, Antoni, również nauczyciel, za odmowę podpisania folkslisty też trafił do obozu koncentracyjnego. Część rodziny, pod wpływem doznanych represji, postąpiła odwrotnie – nie bez konsekwencji. Młody Józef musiał ciężko przeżyć rozłam związany z podpisaniem niemieckiej listy narodowościowej (DVL). Wcielony do wojska niemieckiego, z wojny wrócił ranny. Świadomy prześladowań Ślązaków za podpisanie DVL, z marszu wstąpił do leśnych oddziałów NSZ. Wkrótce stał się podporą „Bartka” jako zdolny dowódca grupy w stopniu podporucznika, szef propagandy i specjalista od „misji niemożliwych”, m.in. odnajdywania i koncentrowania zagubionych oddziałów Zgrupowania tuż pod nosem UB. Uczestniczył 3 maja 1946 r. w słynnej defiladzie oddziałów NSZ w Wiśle. Przygotowywał również leśne grupy do przerzutu na Zachód. Aresztowany w październiku 1946 r., przeszedł brutalne śledztwo w Katowicach i Będzinie. Ubecy aresztowali również świeżo poślubioną mu Emilię Rauerównę „Milkę”, która – skazana podobnie jak mąż na karę śmierci – ocalała ze względu na swój błogosławiony stan. Po latach ciężkiego więzienia podjęła wychowanie jedynego syna „Wichury”, który, niestety, zginął tragicznie u progu dorosłości.
Przesłuchanie*
Józef Kołodziej „Wichura”
Ojcze, coś umarł kiedy byłem dzieckiem
Matko, coś kryła mnie przed wojny biczem
A wojna Ci mnie wzięła w okopy niemieckie
I jak mam teraz stanąć przed braci obliczem?
Porwałem znów za broń, dla mnie nie za wcześnie
I zbieram dziś burzę, gdy wichurę siałem
Żegnajcie mi najbliżsi i wy, bracia leśni
Których, przeczuwam, w świat lepszy wysłałem
Za pociski w czerwonych – pocisk mnie nie minie
Za ślub pod świerkiem z „Milką” – udręka w Jej głosie
Za defiladę w Wiśle – konwejer w Będzinie
Za gwiazdkę oficerską – ślad po papierosie
***
Jan Kwiczala urodził się w 1913 r. Osiadł w Dziedzicach, gdzie założył rodzinę. Strzelec wyborowy 3. Pułku Strzelców Podhalańskich, ukończył szkołę podoficerską. Osobista odwaga sprzyjała mu w czasie okupacji w trakcie misji kurierskich w Niemczech, odbywanych pod pozorem robót przymusowych. Związany z NSZ pod pseudonimem „Emil”, organizował siatkę na Śląsku Cieszyńskim i Żywiecczyźnie (m.in. osobiście odebrał przysięgę od Flamego). Mundur Straży Ochrony Kolei usprawiedliwiał liczne podróże między dowództwem okręgu NSZ a oddziałami leśnymi. Co znamienne, powojenna działalność konspiracyjna Kwiczali została zainspirowana rozkazami funkcjonariusza bezpieki Henryka Wendrowskiego, który jako „kpt. Lawina” podszył się pod zlikwidowane niedawno dowództwo VII Okręgu NSZ. „Emil” nie miał szans przejrzeć gry operacyjnej „Lawiny”, którego w końcu doprowadził do siedziby „Bartka”. Oficer-opiekun, który zaprzysięgał Kwiczalę, osobiście polecał przecież „Lawinę” jako pewnego człowieka. „Emil” został aresztowany i przeszedł okrutne śledztwo. Podobnie pozostała piątka łączników, uczestniczących w dobrej wierze w operacji przerzutu Zgrupowania „Bartka” rzekomo na Zachód, a w rzeczywistości – ku zagładzie. Wojskowy Sąd Rejonowy w Katowicach na sesji wyjazdowej w Będzinie 14 grudnia 1946 r. skazał wszystkich na karę śmierci. Proces odbył się bez udziału obrońcy, oskarżeni nie mieli prawa zapoznać się z dokumentami, a prawdziwości ich wymuszonych wyjaśnień nie dowiedziono w żaden sposób. Zachował się przejmujący list pożegnalny Jana Kwiczali z celi śmierci. Również jakimś cudem ocalony ryngraf jest dziś pieczołowicie przechowywaną rodzinną pamiątką.
List*
Jan Kwiczala „Emil”
Najukochańsza Żoneczko i Dzieci
Ja jestem już po wyroku
Gdy do Wigilii razem siądziecie
Niech się nie kręci łza w oku
Jest we mnie pokój, poświęciłem życie
Wiek chrystusowy – Ojczyźnie
Tobie i Dzieciom pomogą rodzice
A rana się może zabliźni
Zostaną zdjęcia w albumie, wspomnienia
Zegarek, obrączka od Taty
Zasyłam Wam najserdeczniejsze życzenia
Przez noc grudniową i kraty
Tak bardzo puste miejsce przy stole
Też będzie mnie Wam przypominać
I ryngraf z Matką, co na łez padole
Dziś w cichą noc rodzi Syna