Nawigacja

Historia z IPN

Artur Piekarz: Zatrzymanie i śmierć „Lufy”

Ppor. Henryk Wieliczko ps. „Lufa” – legendarny oficer 5. Brygady Wileńskiej – został zamordowany przez komunistów 14 marca 1949 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie. Przez lata IPN poszukiwał jego szczątków. Udało się je odnaleźć dopiero w 2021 roku.

  • Henryk Wieliczko, fotografia z fałszywego dowodu tożsamości wystawionego na nazwisko Henryk Muszkowski, 1947 r. For. ze zbioru IPN
    Henryk Wieliczko, fotografia z fałszywego dowodu tożsamości wystawionego na nazwisko Henryk Muszkowski, 1947 r. For. ze zbioru IPN

Okoliczności zatrzymania „Lufy”

Sprawa zatrzymania „Lufy” i towarzyszące całemu zdarzeniu reperkusje stanowią najbardziej przejmujący fragment życiorysu partyzanta. Sprawa ta nie doczekała się do dzisiaj pełnego wyświetlenia w historiografii. Poniżej przedstawiam pokrótce sekwencję zdarzeń, jaka doprowadziła do jego aresztowania, przebieg wypadków w dniu 23 czerwca 1948 r., a także ich dramatyczny epilog.

W połowie czerwca 1948 r. „Lufa” otrzymał poprzez siatkę terenową list od matki, w którym informowała go o postępującej chorobie nowotworowej ojca. Jadwiga Wieliczko pisała, że jeżeli chce się z nim jeszcze zobaczyć, musi natychmiast przyjechać do Lublina. W tej trudnej sytuacji dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK, kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”, udzielił Henrykowi tygodniowego urlopu okolicznościowego. Uczynił to w bardzo krytycznym momencie, ponieważ od kwietnia 1948 r. podległe mu siły były poddawane bezustannemu naciskowi ze strony grup operacyjnych UB-KBW, realizujących na styku województw warszawskiego, białostockiego i lubelskiego operację „Z”. Jej celem była likwidacja oddziałów i siatki terenowej „Młota”. „Lufa” wraz z komendantem przebywali wówczas przy 2. szwadronie, dowodzonym przez ppor. cz. w. Waleriana Nowackiego „Bartosza”. Pododdział operował po lewej stronie Bugu, w okolicach Mężenina, w powiecie siedleckim. Otrzymawszy zezwolenie na wyjazd, Wieliczko przebrał się w ubranie cywilne, broń długą pozostawił w oddziale, a krótką – na kwaterze u sołtysa w Kisielewie. Do Warszawy dotarł około 15 czerwca 1948 r. Na kilka godzin zatrzymał się w mieszkaniu brata ciotecznego Władysława Muszkowskiego (studenta ASP, który uprzednio wyrobił mu nielegalne dokumenty), gdzie spotkał się z Antonim Wodyńskim „Odyńcem” – łącznikiem „Łupaszki”. Tego samego dnia wyjechał do Lublina.

Niestety, 17 czerwca 1948 r., z miejsca postoju 2. szwadronu zdezerterował podkomendny „Bartosza”, Stanisław Kobyliński „Migdał”. Następnego dnia oddał się w Mężeninie do dyspozycji grupy operacyjnej UB-KBW. Natychmiast przesłuchano go i uzyskano informacje o miejscu postoju oddziału, jak również wiele szczegółów o poszczególnych członkach brygady. Właśnie Kobyliński zdradził ppor. „Lufę”, podając informacje na temat jego urlopu i przypuszczalnej daty powrotu do oddziału. Opisał też szczegółowo jego wygląd zewnętrzny, znaki charakterystyczne oraz elementy ubioru. W oparciu o pozyskane dane PUBP w Siedlcach przygotowało sieć zasadzek KBW na wszystkich stacjach siedleckiego węzła kolejowego. Na dworcu kolejowym w Siedlcach wystawiono cywilne patrole złożone z funkcjonariuszy PUBP i podległej im Ekspozytury Kolejowej DOKP. Z niewiadomych przyczyn informacja o pobycie w Lublinie poszukiwanego partyzanta dotarła do tamtejszego WUBP z kilkudniowym opóźnieniem, co uniemożliwiło zrealizowanie tajnego aresztowania poza rejonem operacyjnym 6. Brygady.

„Lufa” przebywał w domu rodzinnym prawdopodobnie przez sześć-siedem dni. Spotkał się z bliskimi, pomagał matce w opiece nad śmiertelnie chorym ojcem. Przed odjazdem odbył z nim długą rozmowę, pozostawił mu również na przechowanie rzeczy osobiste (sygnet od „Łupaszki”, fotografie 5. i 6. Brygady Wileńskiej AK). Po południu, 22 czerwca 1948 r., wyjechał do Warszawy. Tutaj miał umówiony ponownie kontakt z „Odyńcem” (trzy dni wcześniej otrzymał od niego telegram w tej sprawie), lecz do spotkania nie doszło.  Przenocował w domu swojej babki w mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Następnego dnia odjechał pociągiem do Siedlec.

Nie są znane bliższe szczegóły zatrzymania „Lufy”. Z relacji jednego z funkcjonariuszy PUBP w Siedlcach wiemy, że ujęto go na dworcu kolejowym, późnym wieczorem, tuż po tym, jak wyszedł z pociągu. Został rozpoznany na podstawie opisu przekazanego przez „Migdała”. Początkowo doprowadzono go do Ekspozytury Kolejowej DOKP, gdzie miał zaprzeczać, iż jest osobą, którą poszukuje UB (wylegitymował się dowodem na nazwisko Henryk Muszkowski). To, co wydarzyło się później, opisał po latach funkcjonariusz biorący udział w zatrzymaniu „Lufy”:

„Zadzwoniliśmy zatem do Urzędu [Bezpieczeństwa], by przysłano nam pojazd, w celu przewiezienia zatrzymanego do PUBP. Po odbiór odkrytym Zisem przyje­chał z[astęp]ca szefa PUBP ppor. [Stefan] Iwaszczuk. Zajął on miejsce w kabinie obok kierowcy. My czterej wraz z zatrzymanym zajęliśmy miejsca na skrzyni. Podjechaliśmy pod budynek PUBP. W czasie zeskakiwania ze skrzyni wozu «Lufa», gdy poczuł ziemię, rzucił się do ucieczki w kierunku kościoła, który znajdował się vis-à-vis naszego urzędu. Goniąc go strzelaliśmy w biegu i któraś z naszych kul była celna, bo został postrzelony w pośladek. Gdy upadł i podbiegliśmy do niego, prosił by go dobić. Zabraliśmy go na wierzch samochodu i zawieźli­śmy do szpitala. A tam natychmiast zbiegły się zakonnice, by przypro­wadzić księdza w celu wyspowiadania się zatrzymanego. Nie wyrazili­śmy na to zgody. Przyprowadziliśmy lekarzy, którzy stwierdzili uszkodzenie kości miednicowej. Po zabiegu «Lufa» zamknął się i nie wypowiadał ani jednego słowa. Został umieszczony w izolatce i otoczony posterunkami składającymi się z 12 milicjantów i dwóch wartowników służby bezpieczeństwa oraz mnie jako dowódcy obstawy”.

 „Lufa” otrzymał postrzał w miednicę. Został umieszczony w Szpitalu Powiatowym w Siedlcach, gdzie natychmiast przeszedł operację. Był hospitalizowany przez pięć dni, tj. do 28 czerwca 1948 r. Pomimo poważnego stanu zdrowia (postrzał, ubytek krwi, stan po operacji) funkcjonariusze PUBP w Siedlcach przystąpili do prób przesłuchania zatrzymanego. Wszystkie dokumenty i relacje potwierdzają, że przez trzy dni odmawiał składania zeznań, zapewne chcąc umożliwić kolegom zmianę miejsca postoju i zabezpieczenie się przed rezultatami „wsypy”.

ierwsze zeznania złożył dopiero 26 czerwca. Nim do tego doszło został poddany dwóm dramatycznym konfrontacjom. Do szpitala przywieziono jego matkę, która miała nakłonić syna do składania zeznań. Według podsłuchującego całą rozmowę funkcjonariusza, „Lufa” miał w pewnym momencie stwierdzić: „Nie martw się mamo, ja będę żył, a jak nie – to co, śmierć nie jest taka straszna”. Drugą osobą, która miała wpłynąć na partyzanta była dawna sanitariuszka 5. Brygady Wileńskiej z okresu okupacji, Halina Wilczyńska „Myszka”. Była ona żoną Tadeusza Paszty – byłego komendanta wojewódzkiego MO w Białymstoku, a później szefa WUBP w Warszawie. Została sprowadzona do Siedlec na polecenie Dyrektora Departament III MBP. Rozmowa z dawną koleżanką była równie dramatyczna. Jej podsłuchany fragment jest bardzo przejmujący: „Ja wiem, że i tak mam [karę] śmierci i tak, jak mnie prowadzili mogłem uciekać między ludzi, lecz ja nie chciałem. Chciałem żeby mnie zabili, wiem już o tym, że na mnie są paragrafy”. Nie sposób stwierdzić, czy stałe zapewnienia ze strony „Myszki” o możliwym obniżeniu wyroku i „honorowym” zachowaniu UB, skłoniły „Lufę” do składania zeznań. Wydaje się, iż uznał, że trzy dni milczenia stanowiły wystarczającą gwarancję, by ocalić osoby ze swojego otoczenia. (Fot. Zdjęcie sygnalityczne Henryka Wieliczki wykonane w siedzibie WUBP w Lublinie, lipiec 1948 r.)               

Dramat rodziny aresztowanego

Jednym z najbardziej dramatycznych epizodów związanych z aresztowaniem „Lufy”, są wydarzenia jakie rozgrywały się równolegle w mieszkaniach jego rodziców oraz siostry i szwagra. Do tej pory nie były one prezentowane w literaturze przedmiotu, a należy je wyświetlić, gdyż z jednej strony pokazują dramat jaki stał się udziałem całej rodziny partyzanta, a z drugiej – stanowią kolejne exemplum bezwzględnych działań komunistycznego aparatu represji.

Informacja o przypuszczalnym pobycie „Lufy” w Lublinie dotarła do tamtejszego WUBP z pewnym opóźnieniem. Henryk zdążył pożegnać się ze śmiertelnie chorym ojcem i po południu, 22 czerwca 1948 r., udał się na dworzec kolejowy w Lublinie, by złapać pociąg do Warszawy. Wkrótce, po jego wyjściu z domu rodziców, UB urządziło „kotły” w mieszkaniach Wieliczków i Szalayów. Bolesław Wieliczko zmarł 23 czerwca 1948 r. o godz. 8 rano. Urządzony w ciasnym mieszkaniu „kocioł” zakłócił ostanie chwile życia schorowanego człowieka i można przypuszczać, że przyspieszył jego agonię. Na pogrzeb przy ul. Lipowej w Lublinie funkcjonariusze UB zawieźli pod eskortą tylko jego żonę. Nie zezwolono na uczestnictwo w pogrzebie córce zmarłego – Helenie Szalay i jej rodzinie. W tym czasie w jej mieszkaniu, oprócz domowników, zatrzymano wiele postronnych osób. „Kotły” w obu lokalach zlikwidowano z chwilą otrzymania sygnału o zatrzymaniu „Lufy” przez funkcjonariuszy PUBP w Siedlcach.

Jest rzeczą symboliczną, że Henryk został zatrzymany tego samego dnia, w którym zmarł jego ojciec. Co więcej, mieszkanie rodziców mieściło się zaledwie 400 metrów od murów więzienia na Zamku w Lublinie – miejsca, gdzie miały się ostatecznie dopełnić jego losy.

Śmierć Henryka Wieliczki

„Lufę” poddano brutalnemu śledztwu w siedzibie WUBP w Lublinie, jak również na oddziale śledczym w więzieniu na Zamku w Lublinie. Przez wiele miesięcy odczuwał skutki postrzału, zapadł również na zdrowiu (bóle gardła, bóle w klatce piersiowej). Leczony był tylko w warunkach ambulatoryjnych. Pod koniec 1948 i na początku 1949 r. miał widzenia z matką i siostrą Heleną. 24 lutego 1949 r. został skazany przez Wojskowy Sad Rejonowy w Lublinie na rozprawie w trybie doraźnym na karę śmierci. Ostatnie tygodnie życia spędził w celi śmierci, na Oddziale I lubelskiego więzienia. Mieściła się ona na parterze południowego skrzydła Zamku, przylegającego bezpośrednio do baszty. W tym czasie na wykonanie wyroków oczekiwało jeszcze dwóch skazańców: Antoni Sokal „Gawron” (współpracownik oddziałów NZW Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka” i Adama Kusza „Adama”) oraz niemiecki zbrodniarz wojenny SS-Obersturmführer Josef Leipold (komendant podobozu KL Lublin w Budzyniu). Sokal został stracony 5 marca 1949 r., Leipold – cztery dni później. To właśnie oni, szeregowy konspirator i zbrodniarz wojenny, byli prawdopodobnie ostatnimi towarzyszami życiowej drogi „Lufy”. Z całą pewnością dni poprzedzające egzekucję spędził w celi samotnie, co stanowiło bez wątpienia dodatkową, psychiczną udrękę. (Fot. Henryk Wieliczko ps. „Lufa”, fotografia wykonana na Białostocczyźnie w 1945 r.)

Wyrok wobec Henryka Wieliczki wykonano 14 marca 1949 r., o godz.18.10, w podziemiach budynku administracyjnego więzienia. Dziś już wiemy, że kat strzelał do niego dwukrotnie, celując w potylicę. Kule przeszły na wylot i roztrzaskały czaszkę. Ciało partyzanta ułożono w drewnianej skrzyni bez wieka, w pozycji twarzą do dołu. Zapewne po kilku dniach wywieziono je na Cmentarz Rzymskokatolicki przy ul. Unickiej w Lublinie i pogrzebano potajemnie w  ziemnym grobie, w którym kilka dni wcześniej Wydział Opieki Społecznej w Lublinie pochował osobę cywilną. Jego szczątki doczesne odnaleziono w kwietniu 2021 r.

W lutym 1949 r. w więzieniu na Zamku został osadzony cioteczny brat „Lufy”, Władysław Muszkowski. Po latach w rozmowie ze Stefanem Przesmyckim wspominał poruszenie, jakie zapanowało na Zamku, po wykonaniu wyroku na jego krewnym:

„[…] więźniowie podnieśli taki piekielny tumult w całym więzieniu, że przez dłuższy czas strażnicy bali się interweniować. Walili w metalowe drzwi menażkami i wznosili okrzyki: «Wieliczko nie żyje! Zamordowali Heńka!»”.

 

do góry