Nawigacja

Historia z IPN

Andrzej Grajewski: Cel osiągnąłem. Ks. Jan Franciszek Macha (1914–1942)

Beatyfikacja Sługi Bożego ks. Jana Franciszka Machy ma wymiar nie tylko religijny. Symbolicznie upamiętnia także tych wszystkich, którzy na Górnym Śląsku w czasie niemieckiej okupacji pozostali wierni Polsce, płacąc za swoją postawę ponoszonymi prześladowaniami, a często życiem.

  • Portrety ks. Jana Machy, bardzo zniszczony jest wcześniejszy, prawdopodobnie z 1939 r., drugi już z lat okupacji. Fot. z archiwum rodzinnego ks. Machy
    Portrety ks. Jana Machy, bardzo zniszczony jest wcześniejszy, prawdopodobnie z 1939 r., drugi już z lat okupacji. Fot. z archiwum rodzinnego ks. Machy

Skazując ks. Jana Machę na śmierć i paląc jego ciało w krematorium, Niemcy zakładali, że nie tylko unicestwią go fizycznie, ale także wymażą ślad po nim z ludzkiej pamięci. Nigdy tak się nie stało. Zarówno jego rodzina, jak i parafianie z Rudy Śląskiej, gdzie pracował, oraz Chorzowa, gdzie mieszkał, o nim nie zapomnieli. Po wojnie upamiętniono go także w przestrzeni publicznej. Beatyfikacja nadaje jednak postaci męczennika nowy wymiar. Ukazuje go jako wzór naśladowania Chrystusa, o którym stale pisał i mówił w swych kazaniach głoszonych w czasie okupacji. Potwierdza, że jego świadectwo ma żywy, uniwersalny sens. Nowego znaczenia w tym kontekście nabierają słowa z ostatniego listu kapłana, napisanego do rodziny kilka godzin przed śmiercią: „Umieram z czystym sumieniem. Żyłem krótko, lecz uważam, że cel swój osiągnąłem. Nie rozpaczajcie!”.

Relacja kapelana

2 grudnia 1942 r. wieczorem ks. Joachimowi Beslerowi kazano się stawić w więzieniu w Katowicach, gdzie był kapelanem. Wiedział, że tak późne wezwanie oznacza jedno – będzie musiał przygotować na śmierć kolejnych skazanych, którzy trafią na gilotynę. Czekali na niego w dwóch celach: w jednej pięć, w drugiej ‒ siedem osób. Gdy wszedł do celi po lewej stronie korytarza, zamarł. Wśród przygotowujących się do egzekucji dostrzegł ks. Jana Machę ‒ znał go od pięciu miesięcy, systematycznie spowiadał i komunikował. Jak zanotował w swych wspomnieniach, które spisał w 1965 r. na podstawie notatek sporządzanych na bieżąco w tzw. czerwonym zeszycie, wiedział wprawdzie, że wikary z Rudy Śląskiej jest skazany na śmierć, ale nie spodziewał się najgorszego. Zwłaszcza że czytał petycję wikariusza generalnego diecezji katowickiej ks. Franciszka Woźnicy do niemieckich władz o uwolnienie duchownego i liczył na to, że kara śmierci zostanie zamieniona na więzienie. Księża z diecezji katowickiej byli aresztowani, więzieni, ginęli w obozach koncentracyjnych, ale żadnego wcześniej nie wysłano na gilotynę.

Zapamiętał z tamtej nocy, że oczekujący na egzekucję zachowywali się spokojnie. Część z nich była wyraźnie przygnębiona, inni pisali listy i żegnali się z kolegami. Wraz z ks. Machą tej nocy mieli zginąć jego przyjaciele z konspiracji: kleryk Joachim Gürtler oraz Leon Rydrych. Jak zanotował ks. Besler, w ostatniej rozmowie przekonywali go, że Polska znów na te ziemie powróci, i żałowali, że nie doczekają tych czasów. Historia dopisała tragiczną puentę do ich słów. W tym samym więzieniu został trzy lata później stracony Stefan Gürtler, brat Joachima, jeden z Żołnierzy Wyklętych. Ksiądz Macha ostatnie chwile wykorzystał, aby poprosić kapelana o pożegnanie w jego imieniu wszystkich, którzy się o niego troszczyli, a zwłaszcza biskupa, wikariusza generalnego, swego proboszcza Jana Skrzypka oraz przyjaciela i kolegę rocznikowego ks. Antoniego Gasza. Temu ostatniemu przekazał również swój brewiarz, a także kielich ‒ używał go, odprawiając Msze św. w więzieniu. Osobne słowa podziękowania skierował pod adresem rodziców.

Później poprosił o spowiedź. Władze więzienne udostępniły ks. Beslerowi pustą celę, gdzie wszystkich wyspowiadał. Przed północą gilotyna zaczęła swą pracę. Księdza Machę stracono jako ostatniego z grupy, piętnaście minut po północy 3 grudnia 1942 r. Ksiądz Besler zapisał: „Pamiętam, jak prowadzono ks. Machę w ten sposób, eskortowany z obu stron przez dwóch hauptwachtmeistrów [stopnie podoficerskie w niemieckiej Policji Porządkowej] i jak podniósł po raz ostatni oczy ku niebu gwiaździstemu i znikł w drzwiach kaźni śmierci”.

Jego ciało spalono w krematorium KL Auschwitz. Symboliczny grób ks. Machy na starym cmentarzu parafii pw. św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym w 1951 r. ufundowali koledzy rocznikowi.

Czytaj więcej na portalu przystanekhistoria.pl

do góry