Tak wspominał po latach tamte wydarzenia Józef, syn i brat zamordowanych za pomoc Żydom Agnieszki i Jana Ruminów. Na Sądecczyźnie w 1944 r. za wsparcie udzielone grupie osób z rodzin Kauferów, Neugröschelów i Schreiberów Niemcy zamordowali w sumie cztery osoby.
Na obrzeżach Nowego Sącza
W okresie niemieckiej okupacji Józef Ludwik Borek, zamieszkały w Mystkowie, wsi położonej w odległości kilku kilometrów od Nowego Sącza, przyjął pod swój dach grupę żydowskich uciekinierów. Pomagał mu w tym Jakub Tokarz z Ptaszkowej. Z czasem sześć osób z tej grupy przeniosło się do znajdującego się kilkaset metrów od dotychczasowego schronienia gospodarstwa Marii Górki, zwanej przez miejscowych „Górecka”. U Józefa Borka pozostały wciąż co najmniej dwie osoby.
Po pewnym czasie Żydzi przebywający u „Góreckiej” opuścili również i tę kryjówkę, udając się w nowe miejsce. Prawdopodobnie pod koniec 1942 r. lub na początku 1943 r. Mojżesz Kaufer z żoną Blimką i teściową, jego szwagier Aba (Abek) Schreiber z narzeczoną Rutą oraz jej brat Chaim (Heniek) znaleźli schronienie pod dachem Agnieszki Rumin w Popardowej. Znała ona Kauferów jeszcze z okresu przedwojennego. Pochodzili oni z Zawady i trudnili się handlem bydłem. Jej mąż, Marcin Rumin, był wówczas pracownikiem Kaufera.
Ubogi dom na skraju lasu
Rodzina Ruminów składała się z dwojga rodziców oraz siedmiorga dzieci: Eleonory, Stanisławy, Marcina, Kunegundy, Józefa, Ignacego i najstarszego syna Jana. Córka Eleonora wymagała ciągłej opieki, ponieważ była niepełnosprawna, nie słyszała i nie mówiła. Rodzina żyła w nędzy w ubogim drewnianym domu, stojącym na skraju lasu. W chwili przybycia Żydów Marcin Rumin nie przebywał w domu. Najprawdopodobniej już w 1940 r. został wywieziony do pracy w Rzeszy. Agnieszka dorabiała jako praczka u Stadnickich w Nawojowej. Jej najstarszy syn Jan pracował w tartaku. Także pozostałe dzieci pracowały u pobliskich gospodarzy, przebywając u nich okresowo na tzw. „służbie”.
Kunegunda, jedna z córek Agnieszki, tak wspominała ukrywających się u nich Żydów:
„Przymierali oni głodem, tak samo jak my. Kobiety-Żydówki haftowały obrusy, które mama sprzedawała, nadto dawali mamie do sprzedania swoje ubrania. Mieszkali na strychu, gotowali u nas na dole. Gdzie się myli i prali tego już nie pamiętam, przypuszczam, że na strychu”.
W okresie zimowym jeden z Żydów uczył dzieci czytać i pisać.