Nawigacja

Aktualności

Ustanowienie tego dnia było naszą narodową powinnością... – dr Mateusz Szpytma o Dniu Polaków Ratujących Żydów

  • Rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej
    Rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej

Polacy to naród, który ma najwięcej drzewek w Yad Vashem. A jednak nie tylko na świecie, ale nawet w Polsce fakt ten trudno przebijał się do zbiorowej świadomości. Być może ludziom brakowało indywidualnych ludzkich historii, ukazujących heroizm jednostek, a nawet całych rodzin, które ryzykowały życiem swoich bliskich, także małych dzieci.

Intencją moją, gdy powstawało Muzeum Polaków Ratujących Żydów, gdy je współtworzyłem, było to, by przedstawić historię ratowania Żydów przez Polaków w taki sposób, żeby dotarła do jak największej rzeszy ludzi, bo kwestia ratowania Żydów przez Polaków nie była znana powszechnie.

Symbolem, a zarazem patronem Muzeum jest rodzina, która została w 1944 r. rozstrzelana przez Niemców wraz z ośmiorgiem ukrywanych przez nich Żydów – Goldmanów, Didnerów i Gruenfeldów. Małżeństwo Józefa i Wiktorii Ulmów miało siedmioro dzieci, z których jedno zaczęło się rodzić w chwili egzekucji. Cała rodzina jest objęta procesem beatyfikacyjnym.

Mamy to wielkie szczęście, że po Ulmach zostało bardzo wiele rodzinnych pamiątek i zdjęć, ale także akta procesów niektórych ze sprawców, akta polskiego podziemia, mówiące o tej zbrodni. Na uwagę zasługuje też fakt, że jeszcze przed wojną Ulmowie, sami mając niewiele, angażowali się społecznie i wspierali miejscową ludność, np. udzielając porad z dziedziny ogrodnictwa.

Nie należy sądzić, że Ulmowie byli wyjątkiem. W ich przypadku wyjątkowe jest to, że zachowane zostało mnóstwo zdjęć i innych pamiątek rodzinnych oraz dokumentów potwierdzających zbrodnię. Znamy wiele innych rodzin, które ratowały Żydów i które za tę pomoc zostały zamordowane. W wielu przypadkach mówią o tym świadectwa wielu Żydów, Polaków, dokumenty i artefakty, które zachowały się do dzisiaj.

Ustanowienie Dnia Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacją niemiecką było naszą narodową powinnością. 24 marca to data symboliczna. To właśnie tego dnia w 1944 roku Niemcy zamordowali rodzinę Ulmów oraz ukrywanych przez nich Żydów z rodzin Goldmanów, Didnerów i Gruenfeldów.

Udzielanie pomocy Żydom w czasie II wojny światowej było równie niebezpieczne, a może nawet bardziej, niż udział w konspiracji, np. w Armii Krajowej. Obchodzony w całej Polsce Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką jest wyrazem hołdu dla tych, którzy w trudnym okresie okupacji niemieckiej, mimo grożącej kary śmierci, zdecydowali się pomóc współobywatelom narodowości żydowskiej.

Jeśli popatrzymy na niemieckie represje, to np. w przypadku Armii Krajowej zwykle dotyczyły one tych, którzy w niej działali, czasem represjonowano również rodzinę konspiratora. Natomiast w sytuacji, gdy ktoś był zaangażowany w pomoc Żydom, to nie tylko ginął ratujący, ale często cała jego rodzina, a niekiedy nawet sąsiedzi.

Jeszcze żyją ci najmłodsi z polskich Sprawiedliwych. To jest ostatni moment, żeby oddać im hołd.  Nie tylko poprzez wspominanie tych, którzy odeszli, ale także jeszcze można podziękować osobiście  tym, którzy ratowali i są z nami.

W czasach PRL zdarzały się okresy zainteresowania tym tematem, jednak nie zawsze wynikało to ze szlachetnych pobudek, jak np. w latach 1967–1968. W początkach III RP, na fali odejścia od zainteresowania historią, bohaterowie przeszłości, w tym i Sprawiedliwi, pozostawali na marginesie życia społecznego.

Warto zwrócić uwagę na zabiegi rządu RP na uchodźstwie wśród społeczności światowej, mające na celu pokazanie niespotykanej skali zbrodni, jaka się dokonywała na narodzie żydowskim w czasie drugiej wojny. Starał się także mobilizować aliantów do różnych działań, jak np. do zbombardowania torów kolejowych prowadzących do niemieckiego obozu KL Auschwitz-Birkenau.

W okupowanym kraju przy Delegacie Rządu RP na Kraj działała od 4 grudnia 1942 r. Rada Pomocy Żydom „Żegota”, która udzieliła wsparcia około 12 tys. Żydów. Część z nich przeżyła II wojnę światową. To była pomoc udzielana przez osoby i instytucje związane z państwem polskim. 

W Polce istniała pomoc instytucjonalna np. zakonów, zwłaszcza żeńskich Kościoła katolickiego, czy ze strony różnych środowisk politycznych. W niektórych przypadkach, jak Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, zakony współpracowały w tym dziele z Polskim Państwem Podziemnym.

Rząd polski inicjował, wspierał lub przyzwalał na różnego rodzaju działania swoich urzędników czy dyplomatów. Wśród tych ostatnich byli m.in. pracownicy ambasady RP w Bernie w Szwajcarii, na czele z szefem placówki Aleksandrem Ładosiem, którzy dokonywali fałszywych wpisów w nielegalnie zdobytych blankietach prawdziwych paszportów państw latynoamerykańskich. Dzięki tej jednej placówce dyplomatycznej, współpracującej w tym dziele ze środowiskami żydowskimi, uratowano co najmniej tysiąc Żydów, a zajmowały się tym także nasze placówki w innych krajach. 

Zważywszy na tak drastyczne zagrożenie, jakim była kara śmierci, można powiedzieć, że wielu Polaków decydowało się udzielić pomocy; inaczej będzie, jeśli popatrzymy na skalę potrzeb – wtedy można mówić, że było jej zbyt mało.

Nie jesteśmy w stanie, głównie dlatego, że przez długi czas po wojnie nie prowadzono badań dotyczących tej tematyki, ustalić większości nazwisk ratujących. Znamy ich około 10 tys. W przyszłości może uda się ustalić kilka kolejnych tysięcy, ale wymaga to wieloletniej, systematycznej pracy nie tylko w archiwach polskich, ale także m.in. niemieckich, izraelskich i amerykańskich.

Nie mamy też pewności, jak wielu Żydów zostało uratowanych. Najczęściej mówi się o kilkudziesięciu tysiącach. Natomiast dość dokładnie oszacowano liczbę osób zamordowanych za pomoc Żydom. Z tego powodu zginęło około tysiąca osób i nie sądzę by w przyszłości te ustalenia znacząco się zmieniły.

dr Mateusz Szpytma – zastępca prezesa IPN
(cytaty z wypowiedzi na temat  Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką)

 

do góry