Nawigacja

Aktualności

Aleksandra Namysło: „Nikt nie chciał opuścić drugiego”

  • Karol Gialbas i rabin Natan Lieberman z synami
    Karol Gialbas i rabin Natan Lieberman z synami

Dzięki odwadze jednej osoby udało się uratować grupę Żydów z będzińskiego getta.

W październiku 1939 r. przedwojenne województwo śląskie stało się częścią nowo utworzonej rejencji katowickiej. W jej granice Niemcy wcielili także Zagłębie Dąbrowskie, które przed wojną należało do większych skupisk ludności żydowskiej w Polsce. Tylko w dwóch miastach regionu – Będzinie i Sosnow­cu – mieszkało prawie 70 tys. Żydów. Rejencja katowicka wraz z rejencją opolską stanowiły część prowincji śląskiej, a od 1941 r. tworzyły odrębną prowincję górnośląską w ramach administra­cyjnych III Rzeszy.

W wyniku wysiedleń Żydów z przedwojennego województwa śląskiego w październiku 1939 r. do Niska nad Sanem i późną wio­sną 1940 r. do powiatów zlokalizowanych bliżej granicy General­nego Gubernatorstwa miejscem koncentracji ludności żydowskiej stało się głównie Zagłębie Dąbrowskie oraz miasta inkorporowanej do rejencji katowickiej części Małopolski (Chrzanów, Trzebinia). W całym regionie, nazywanym przez okupanta niemieckiego Ostoberschlesien, w lipcu 1941 r. mieszkało prawie 100 tys. Ży­dów. Początkowo Niem­cy planowali wysiedle­nie żydowskich miesz­kańców Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego do Generalnego Guber­natorstwa, ale w marcu 1941 r. zrezygnowano z tej koncepcji. Nowy program „rozwiązania problemu żydowskiego” w tym regionie polegać miał na wykorzystaniu miejscowych Żydów do pracy na rzecz gospodar­ki wojennej III Rzeszy. Żydów zatrudniano na miejscu lub wysyłano do obozów pracy przymuso­wej. Obawa przed dezor­ganizacją systemu pracy przymusowej w regio­nie była też przyczyną, dla której stosunkowo późno niemieckie władze zdecydowały się utworzyć getta w Będzinie i Sosnowcu. Nastąpiło to dopiero w październiku 1942 r. Wcześniej przesiedliły do tych miast Ży­dów z likwidowanych mniejszych skupisk żydowskich w regio­nie. W maju i sierpniu 1942 r. doszło do pierwszych masowych wysiedleń Żydów z tych miast do KL Auschwitz. W maju 1943 r. prezydent policji w Sosnowcu zakazał opuszczania gett przez Żydów, a jednocześnie zabronił do niej wstępu „ludności aryjskiej”.

W BĘDZIŃSKIM MAGISTRACIE

Jedną z osób, które otrzymały zezwolenie na wejście do bę­dzińskiego getta, był pochodzący z Chorzowa Karol Gialbas. W grudniu 1942 r. otrzymał on posadę pracownika pomocniczego urzędnika w magistracie w Będzinie, w Wydziale Gospodarczym „J” (Gewerbeabteilung „J”), zajmującym się m.in. ewidencją mie­nia żydowskiego. Praca w tym wydziale pozwalała Gialbasowi na kontakty z mieszkańcami będzińskiego getta. Poruszony sytuacją, w jakiej znaleźli się Żydzi, postanowił im pomóc. W jego spisanych 20 lat po wojnie wspomnieniach czytamy: „Donoszenie środków spożywczych, załatwianie pisemnych podań, wstawiennictwo u dobrze znanych urzędników celem załatwienia drobnych próśb – wniosków, wszystko to wzbudzało coraz większe i wzmacniające zaufanie po stronie żydowskiej do mojej osoby”. Jedną z osób, któ­re wspierał od pierwszych dni pracy w getcie, była Ala Gartner, którą rok później powieszono w KL Auschwitz za udział w bun­cie Sonderkommando. Gialbas próbował wyprowadzić ją z getta, znalazł dla niej kryjówkę w Chorzowie. Ona jednak nie chciała opuścić matki i pozostała wraz z nią w getcie. „Nikt nie chciał opuścić drugiego, nawet jeżeli na horyzoncie pojawiała się szansa ratunku, a nie było sposobu, aby wszystkich naraz wyprowadzić z getta, i wszystko zostało po staremu” – wspominał Gialbas.

Zaktywizował on swoje działania na rzecz pomocy Żydom po likwidacji getta w Będzinie w sierpniu 1943 r. Niemcy pozostawi­li na jego terenie kilkusetosobową grupę Żydów do uprzątnięcia tego miejsca. Do nadzoru prac porządkowych będziński magistrat wyznaczył Gialbasa. Dzięki temu mógł on stale kontaktować się z pozostawionymi w getcie Żydami, dostarczać im żywność, odzież i środki higieniczne. Jednoczenie starał się znaleźć dla nich bez­pieczne schronienie poza gettem. W tym czasie, jak pisał w swoich wspo­mnieniach, „Żydzi, starsi mężczyźni, mieszkańcy getta, zupełnie nic nie robili, aby się ratować lub bronić. Niektórzy Żydzi czynili starania u mnie i mi podobnych o pomoc, wszyscy jed­nak czekali na inicjatywę z zewnątrz oraz na pracę innych. Było to jednak nastawienie, które nie pozostawiało zbyt wie­lu możliwości. W owym czasie nie było możliwo­ści, aby wszystkim po­móc lub wszystkim za­ufać, byłoby to działanie wbrew rozsądkowi i nie­rozważne”.

RATUNEK DLA LIEBERMANÓW

W pierwszych dniach października 1943 r., na prośbę zatrud­nionej w jego brygadzie żony rabina Natana Liebermana, Gołdy, wyprowadził z getta jej syna Rübena. „Pani Lieberman dostała wskazówki, jak ubrać syna, ścięte włosy, krótkie spodnie do kolan, długie rajtuzy, wyczyszczone buty, płaszczyk i czapka. Chłopca przejąłem przy moście na ulicy Kołłątaja około godziny 18.00” – opisywał te wydarzenia. „Myślę, że było to w pierwszej dekadzie października 1943 r. Pojawiłem się przy moście. Była godzina 18.05. Było ciemno. Nie widziałem ani żadnego chłopca, ani żad­nej kobiety. Ruszyłem w kierunku ciemności, tam gdzie było getto, i zawołałem z całej siły: »Romek!«. Po dłuższej chwili usłyszałem cichą odpowiedź »tak«. Po minucie matka przekazała mi dziecko. Matka całowała dziecko na pożegnanie. Widać było wielki ból. Matka przekazała mi dziecko, płakała przy tym rozpaczliwie. Od­dawała dziecko mężczyźnie, którego nigdy wcześniej w życiu nie widziała. Ale matka, obdarowując mnie zaufaniem, dawała swemu dziecku nowe życie”. Początkowo ukrył go w domu swojego zna­jomego Ignacego Kwiatkowskiego w Chorzowie, później umieścił w polskiej rodzinie w Parzynowie, w Poznańskiem.

Kolejna w domu Gialbasa zjawiła się Gołda Lieberman. Została u niego pewien czas, pomagając schorowanej żonie Karola prowa­dzić dom i opiekować się dziećmi. Pod koniec października 1943 r. dołączyli do niej mąż Natan i synowie Moniek i Abram. Uciekli oni z getta i ukryli się w pobliskich piecach wapiennych. Żywność ukrywającym się przynosiła 14-letnia córka Kwiatkowskiego – Ur­szula. Gialbas wyprowadził stamtąd Liebermanów oraz kuzynkę Gołdy – Taubę Trygierową. Zostali oni przewiezieni do Parzynowa i ulokowani u kilku tamtejszych rodzin. Przez ten cały czas Gialbas za pośrednictwem Kwiatkowskiego dostarczał im żywność, pie­niądze, odzież i obuwie, w dużej części sfinansowane przez niego.

ARESZTOWANIE I ZWOLNIENIE

Gialbas pomagał też Soni Boczkowskiej, zatrudnionej w warsz­tatach krawieckich należących wcześniej do Alfreda Rossnera, który także pomagał Żydom. Pośredniczył również w ukryciu Basi Blumenfeld, która w czasie likwidacji będzińskiego getta uciekła z transportu jadącego do KL Auschwitz. Przyjął pod swój dach 13-letniego żydowskiego chłopca – Jerzego (Janka) Weisbrota, sio­strzeńca Jachiela Gerlitza, którego córkę ukrywała rodzina Flor­czaków z Katowic. Jerzy znalazł schronienie u rzeźnika w Świę­tochłowicach, który uczył go również zawodu.

Gialbas zorganizował w Będzinie kryjówki dla Eisiga Rettmanna i Naftalego Lassingera, a w październiku 1944 r. zaopiekował się trzema uciekinierami z obozu pracy przy kopalni Hoym w Rybniku: Sindelem Szajerem, Leonem Weintraubem i Abramem Wilderem, których ukrył w Sosnowcu. Zamierzał również wywieźć z obozu pracy przymusowej na Górze św. Anny kilku znajomych Żydów (m.in. Sonię Boczkowską). Akcja nie powiodła się, a informacja o jego planach dotarła do niemieckiej policji. 18 października 1944 r. został on aresztowany. Po kilkunastu dniach, z powodu braku świadków, został zwolniony.

Po wojnie Gialbas utrzymywał kontakty z kilkoma z ocalonych. Rodzina Liebermanów świadczyła na jego korzyść w procesie re­habilitacyjnym, Gialbas bowiem posiadał w czasie wojny II grupę volkslisty. Oddał również Żydowskiej Komisji Historycznej fo­tografie prawie 5 tys. będzińskich Żydów, które znalazł podczas sprzątania domu, w którym mieściła się siedziba żydowskiej gmi­ny w czasie wojny. W 2002 r. Karol Gialbas został uhonorowany tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

dr Aleksandra NAMYSŁO, IPN Katowice

do góry