Dzięki odwadze jednej osoby udało się uratować grupę Żydów z będzińskiego getta.
W październiku 1939 r. przedwojenne województwo śląskie stało się częścią nowo utworzonej rejencji katowickiej. W jej granice Niemcy wcielili także Zagłębie Dąbrowskie, które przed wojną należało do większych skupisk ludności żydowskiej w Polsce. Tylko w dwóch miastach regionu – Będzinie i Sosnowcu – mieszkało prawie 70 tys. Żydów. Rejencja katowicka wraz z rejencją opolską stanowiły część prowincji śląskiej, a od 1941 r. tworzyły odrębną prowincję górnośląską w ramach administracyjnych III Rzeszy.
W wyniku wysiedleń Żydów z przedwojennego województwa śląskiego w październiku 1939 r. do Niska nad Sanem i późną wiosną 1940 r. do powiatów zlokalizowanych bliżej granicy Generalnego Gubernatorstwa miejscem koncentracji ludności żydowskiej stało się głównie Zagłębie Dąbrowskie oraz miasta inkorporowanej do rejencji katowickiej części Małopolski (Chrzanów, Trzebinia). W całym regionie, nazywanym przez okupanta niemieckiego Ostoberschlesien, w lipcu 1941 r. mieszkało prawie 100 tys. Żydów. Początkowo Niemcy planowali wysiedlenie żydowskich mieszkańców Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego do Generalnego Gubernatorstwa, ale w marcu 1941 r. zrezygnowano z tej koncepcji. Nowy program „rozwiązania problemu żydowskiego” w tym regionie polegać miał na wykorzystaniu miejscowych Żydów do pracy na rzecz gospodarki wojennej III Rzeszy. Żydów zatrudniano na miejscu lub wysyłano do obozów pracy przymusowej. Obawa przed dezorganizacją systemu pracy przymusowej w regionie była też przyczyną, dla której stosunkowo późno niemieckie władze zdecydowały się utworzyć getta w Będzinie i Sosnowcu. Nastąpiło to dopiero w październiku 1942 r. Wcześniej przesiedliły do tych miast Żydów z likwidowanych mniejszych skupisk żydowskich w regionie. W maju i sierpniu 1942 r. doszło do pierwszych masowych wysiedleń Żydów z tych miast do KL Auschwitz. W maju 1943 r. prezydent policji w Sosnowcu zakazał opuszczania gett przez Żydów, a jednocześnie zabronił do niej wstępu „ludności aryjskiej”.
W BĘDZIŃSKIM MAGISTRACIE
Jedną z osób, które otrzymały zezwolenie na wejście do będzińskiego getta, był pochodzący z Chorzowa Karol Gialbas. W grudniu 1942 r. otrzymał on posadę pracownika pomocniczego urzędnika w magistracie w Będzinie, w Wydziale Gospodarczym „J” (Gewerbeabteilung „J”), zajmującym się m.in. ewidencją mienia żydowskiego. Praca w tym wydziale pozwalała Gialbasowi na kontakty z mieszkańcami będzińskiego getta. Poruszony sytuacją, w jakiej znaleźli się Żydzi, postanowił im pomóc. W jego spisanych 20 lat po wojnie wspomnieniach czytamy: „Donoszenie środków spożywczych, załatwianie pisemnych podań, wstawiennictwo u dobrze znanych urzędników celem załatwienia drobnych próśb – wniosków, wszystko to wzbudzało coraz większe i wzmacniające zaufanie po stronie żydowskiej do mojej osoby”. Jedną z osób, które wspierał od pierwszych dni pracy w getcie, była Ala Gartner, którą rok później powieszono w KL Auschwitz za udział w buncie Sonderkommando. Gialbas próbował wyprowadzić ją z getta, znalazł dla niej kryjówkę w Chorzowie. Ona jednak nie chciała opuścić matki i pozostała wraz z nią w getcie. „Nikt nie chciał opuścić drugiego, nawet jeżeli na horyzoncie pojawiała się szansa ratunku, a nie było sposobu, aby wszystkich naraz wyprowadzić z getta, i wszystko zostało po staremu” – wspominał Gialbas.
Zaktywizował on swoje działania na rzecz pomocy Żydom po likwidacji getta w Będzinie w sierpniu 1943 r. Niemcy pozostawili na jego terenie kilkusetosobową grupę Żydów do uprzątnięcia tego miejsca. Do nadzoru prac porządkowych będziński magistrat wyznaczył Gialbasa. Dzięki temu mógł on stale kontaktować się z pozostawionymi w getcie Żydami, dostarczać im żywność, odzież i środki higieniczne. Jednoczenie starał się znaleźć dla nich bezpieczne schronienie poza gettem. W tym czasie, jak pisał w swoich wspomnieniach, „Żydzi, starsi mężczyźni, mieszkańcy getta, zupełnie nic nie robili, aby się ratować lub bronić. Niektórzy Żydzi czynili starania u mnie i mi podobnych o pomoc, wszyscy jednak czekali na inicjatywę z zewnątrz oraz na pracę innych. Było to jednak nastawienie, które nie pozostawiało zbyt wielu możliwości. W owym czasie nie było możliwości, aby wszystkim pomóc lub wszystkim zaufać, byłoby to działanie wbrew rozsądkowi i nierozważne”.
RATUNEK DLA LIEBERMANÓW
W pierwszych dniach października 1943 r., na prośbę zatrudnionej w jego brygadzie żony rabina Natana Liebermana, Gołdy, wyprowadził z getta jej syna Rübena. „Pani Lieberman dostała wskazówki, jak ubrać syna, ścięte włosy, krótkie spodnie do kolan, długie rajtuzy, wyczyszczone buty, płaszczyk i czapka. Chłopca przejąłem przy moście na ulicy Kołłątaja około godziny 18.00” – opisywał te wydarzenia. „Myślę, że było to w pierwszej dekadzie października 1943 r. Pojawiłem się przy moście. Była godzina 18.05. Było ciemno. Nie widziałem ani żadnego chłopca, ani żadnej kobiety. Ruszyłem w kierunku ciemności, tam gdzie było getto, i zawołałem z całej siły: »Romek!«. Po dłuższej chwili usłyszałem cichą odpowiedź »tak«. Po minucie matka przekazała mi dziecko. Matka całowała dziecko na pożegnanie. Widać było wielki ból. Matka przekazała mi dziecko, płakała przy tym rozpaczliwie. Oddawała dziecko mężczyźnie, którego nigdy wcześniej w życiu nie widziała. Ale matka, obdarowując mnie zaufaniem, dawała swemu dziecku nowe życie”. Początkowo ukrył go w domu swojego znajomego Ignacego Kwiatkowskiego w Chorzowie, później umieścił w polskiej rodzinie w Parzynowie, w Poznańskiem.
Kolejna w domu Gialbasa zjawiła się Gołda Lieberman. Została u niego pewien czas, pomagając schorowanej żonie Karola prowadzić dom i opiekować się dziećmi. Pod koniec października 1943 r. dołączyli do niej mąż Natan i synowie Moniek i Abram. Uciekli oni z getta i ukryli się w pobliskich piecach wapiennych. Żywność ukrywającym się przynosiła 14-letnia córka Kwiatkowskiego – Urszula. Gialbas wyprowadził stamtąd Liebermanów oraz kuzynkę Gołdy – Taubę Trygierową. Zostali oni przewiezieni do Parzynowa i ulokowani u kilku tamtejszych rodzin. Przez ten cały czas Gialbas za pośrednictwem Kwiatkowskiego dostarczał im żywność, pieniądze, odzież i obuwie, w dużej części sfinansowane przez niego.
ARESZTOWANIE I ZWOLNIENIE
Gialbas pomagał też Soni Boczkowskiej, zatrudnionej w warsztatach krawieckich należących wcześniej do Alfreda Rossnera, który także pomagał Żydom. Pośredniczył również w ukryciu Basi Blumenfeld, która w czasie likwidacji będzińskiego getta uciekła z transportu jadącego do KL Auschwitz. Przyjął pod swój dach 13-letniego żydowskiego chłopca – Jerzego (Janka) Weisbrota, siostrzeńca Jachiela Gerlitza, którego córkę ukrywała rodzina Florczaków z Katowic. Jerzy znalazł schronienie u rzeźnika w Świętochłowicach, który uczył go również zawodu.
Gialbas zorganizował w Będzinie kryjówki dla Eisiga Rettmanna i Naftalego Lassingera, a w październiku 1944 r. zaopiekował się trzema uciekinierami z obozu pracy przy kopalni Hoym w Rybniku: Sindelem Szajerem, Leonem Weintraubem i Abramem Wilderem, których ukrył w Sosnowcu. Zamierzał również wywieźć z obozu pracy przymusowej na Górze św. Anny kilku znajomych Żydów (m.in. Sonię Boczkowską). Akcja nie powiodła się, a informacja o jego planach dotarła do niemieckiej policji. 18 października 1944 r. został on aresztowany. Po kilkunastu dniach, z powodu braku świadków, został zwolniony.
Po wojnie Gialbas utrzymywał kontakty z kilkoma z ocalonych. Rodzina Liebermanów świadczyła na jego korzyść w procesie rehabilitacyjnym, Gialbas bowiem posiadał w czasie wojny II grupę volkslisty. Oddał również Żydowskiej Komisji Historycznej fotografie prawie 5 tys. będzińskich Żydów, które znalazł podczas sprzątania domu, w którym mieściła się siedziba żydowskiej gminy w czasie wojny. W 2002 r. Karol Gialbas został uhonorowany tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
dr Aleksandra NAMYSŁO, IPN Katowice