Nawigacja

Aktualności

Tomasz Domański: Dożywianie przez druty

  • Ogłoszenie dyrekcji zakładów Hasag w Skarżysku-Kamiennej mówiące o zakazie pomagania Żydom
    Ogłoszenie dyrekcji zakładów Hasag w Skarżysku-Kamiennej mówiące o zakazie pomagania Żydom

Upływ czasu i konspiracyjna forma działalności uniemożliwiają w miarę dokładne, a nawet przybliżone określenie skali i form pomocy świadczonej Żydom w obozach pracy na terenie dystryktu radomskiego przez polskich robotników. Jeszcze trudniej jest wskazać nazwiska konkretnych osób ratujących i ratowanych, choć skala zjawiska była znaczna.

Specyfiką odróżniającą dystrykt ra­domski Generalnego Gubernatorstwa od pozostałych terenów okupowanych ziem polskich był liczny udział przymusowych robotników żydowskich w produkcji zbro­jeniowej i przemysłowej w latach 1942– 1944. Wykorzystanie żydowskiej siły ro­boczej w dystrykcie radomskim to efekt przejmowania przez niemieckie koncer­ny polskich przedwojennych zakładów (głównie zbrojeniowych), skoncentro­wanych w b. COP. Z reguły więc obozy pracy dla Żydów tworzono w tych miej­scach, gdzie wcześniej istniały zakłady za­trudniające polskich robotników. Według oficjalnych statystyk niemieckich w maju 1943 r., już po wielkiej fali deportacji z roku 1942, oznaczającej śmierć w ra­mach akcji Reinhardt, w obozach pracy (tzw. julagach) pozostawało jeszcze około 22 tys. Żydów. Łącznie natomiast przez wszystkie obozy pracy w regionie mo­gło „przejść” nawet 50 tysięcy. Najwięk­szy obóz pracy przymusowej dla Żydów powstał w Skarżysku-Kamiennej jako filia spółki Hugo Schneider Aktiengesellschaft (zwany w skrócie Hasag). W 1944 r. pracowało tu od 8 tys. do 9 tys. żydowskich robotników. Kolejne filie lipskiego Hasagu działały w Często­chowie i Kielcach. Inne większe obozy pracy dla Żydów Niemcy zorganizowali w Radomiu, Pionkach, Sędziszowie, Ostrowcu Świętokrzyskim, Bliżynie i Starachowicach. W każdym z nich żydowscy robotnicy w najcięższych warunkach, w głodzie, podda­wani terrorowi i nieustannej selekcji (z reguły „wyselekcjonowane” osoby mordowano natychmiast na terenach obozów), pracowali na potrzeby III Rzeszy Niemieckiej.

OKUPACYJNE „PRAWO”

Obowiązujące w GG ustawodawstwo antyżydowskie i antypol­skie znalazło również odzwierciedlenie w relacjach z życia obozowe­go. Niemieckie władze bardzo dbały o to, aby kontakty między tymi dwiema grupami robotników zostały ograniczone do niezbędnego minimum. Podczas codziennej pracy obowiązywał zakaz pomagania Żydom, a w odezwach przypominano o krzywdach, jakie mieli oni wyrządzać Polakom. Słowne napomnienia zapowiadały natomiast możliwe kary. Wszelką pomoc świadczoną żydowskim więźniom czy pozytywną postawę wobec nich w przypadku odkrycia surowo zwalczano, stosując szeroki wachlarz kar, z karą śmierci włącznie. Z kolei Żydom grożono odpowiedzialnością zbiorową za próbę ucieczki. Straż obozowa bardzo często przeprowadzała również rewizje wewnątrz baraków zamieszkanych przez Żydów, zabierając wyżebraną czy kupioną żywność. Z tego powodu niejednokrotnie dochodziło do zabójstw żydowskich robotników. Wiadomo, że pomoc Żydom przypłacił życiem Polak Tadeusz Nowak, powie­szony 22 kwietnia 1943 r. w skarżyskim Hasagu. Wielu Polaków udzielających pomocy Żydom w obozach było represjonowanych: pobicie przez straż obozową (Werkschutz), czasowe uwięzienie w przyobozowym areszcie, skierowanie do obozu koncentracyjnego. Represji można było doświadczyć nawet za słowną obronę Żyda, jak w przypadku Wacława Malika pobitego w 1943 r. przez ukraińskiego strażnika.

CHLEB, ZUPA, LISTY

Podstawowe znaczenie dla osadzonych w obozach Żydów miało zdobycie pożywienia, ponieważ racje żywnościowe, zwane fasunkiem, były głodowe i prowa­dziły do stopniowego wyniszczenia or­ganizmu. Równie istotne było dostarcza­nie lekarstw, odzieży czy przekazywanie listów między rodzinami znajdującymi się w obozach i po „aryjskiej” stronie, a także pieniędzy czy kosztowności, za które można było przekupić strażników czy w inny sposób przetrwać kolejne dni. Żywność dostarczano niejako z zewnątrz, tzn. przez osoby, które nie miały bezpo­średniego kontaktu z osadzonymi, lub organizowano wewnątrz, przez zatrud­nionych tam polskich robotników. I cho­ciaż nie wszyscy polscy robotnicy potrafili zachować się jak należy, to jednak dys­ponujemy bardzo wieloma przekazami (zarówno żydowskimi, jak i polskimi), z niemal każdego obozu, mówiącymi ogólnie o pomaganiu Żydom.

Produkty żywnościowe dostarczano albo zupełnie za darmo, ze względów czysto humanitarnych, albo odpłatnie. Nie wiadomo jednak, jakie „stawki” obowiązywały i czy dochodziło do nadużyć ze strony dostarczających. Trudno ustalić, jak wielu Polaków zajmowało się pośrednictwem. Można przypusz­czać, biorąc pod uwagę liczebność obozów oraz niemieckie afisze, że skala zjawiska musiała być znaczna. Mowa tu także o pomocy okazjonalnej, doraźnej, z odruchu serca. Dla każdego uczestnika tego nielegalnego procederu było jasne, że żywność czy lekarstwa ratowały życie, a ich dostarczenie czy też handel nimi obciążone były sporym ryzykiem.

Opisanie wszystkich znanych historii w krótkim tekście nie jest możliwe. Warto wskazać na charakterystyczne przykłady. I tak według Heni Rubinstein jedzenie do obozu „Elin” w Bodze­chowie pod Ostrowcem „donoszono przez druty. Kupowano je”. Wiadomo też, że do obozu w Bodzechowie przez kilka miesięcy siostry Jadwiga i Lucjanna Adamczyk wraz z matką Heleną stale dostarczały żywność braciom Mojżeszowi i Chaimowi Frymelom, swoim bliskim znajomym z czasów przedwojennych. Zbiorowej pomocy udzielano w Pionkach. Forma tej pomocy dziś może bu­dzić zdziwienie, ale w warunkach obozowych to była sprawa życia i śmierci. Otóż wielu tamtejszych polskich robotników zostawiało w stołówce resztki jedzenia. Wówczas podchodzili Żydzi i mogli zjeść te pozostałości. Niektórzy Polacy organizowali sytuację w taki sposób, żeby żywność otrzymał konkretny Żyd. Abram Lanc­man wspominał: „Twarze robotników, którzy nas w ten sposób wspierali, świadczyły o ich dobrej woli. Ciepły uśmiech tak mnie chwytał za serce, że niemal gotów byłem zjadać po nich resztki. Ale nie zjadałem – nie mogłem. Miałem tyle szczęścia, że pewni polscy robotnicy w kotłowni pomagali mi w sposób mniej upo­karzający. Ale ta pomoc była w najlepszym przypadku skromna i gdybym nie pracował za kogoś na dodatkową zmianę, musiałbym nieustannie głodować”.

Skomplikowane relacje znakomicie obrazuje historia Piotra Maciaszka, również robotnika zakładów w Pionkach, który stale, odpłatnie, pomagał Judce Kani. Z kolei od innego Żyda, o imie­niu Chaim (któremu później także pomagał w przekazywaniu wartościowych przedmiotów), kupił podpinkę na kołdrę. „Gdy wychodziłem z pracy – wspominał – zostałem zatrzymany i zre­widowany. Odebrano mi podpinkę, pytano mnie, od jakiego Żyda ją kupiłem, nie wydałem tego Żyda. […] Ponieważ było wydane zarządzenie przez gestapo, że każdy, kto coś kupi od Żyda albo sprzeda Żydowi, podlega karze śmierci, zostałem zatrzymany”. Umieszczono go w areszcie z zamiarem rozstrzelania. Ostatecznie odsiedział 4 tygodnie w karcerze.

ŻEGOTA I INNI

Chociaż, jak wspomniano, dominującym zjawiskiem była po­moc indywidualna, która w określonych przypadkach mogła przy­bierać charakter zjawiska masowego, niektóre przekazy dowodzą, że istniały w obozach formy bardziej zorganizowane. Do obozów w Skarżysku, Kielcach, Pionkach i Starachowicach docierała po­moc ze strony Żegoty. Czynnie działali wysłannicy Tadeusz i Ewa Sarneccy oraz Ludwika Stolarska „Lucia”. Pomoc nie ograniczała się tylko do wsparcia materialnego. Wysłannicy Żegoty zbierali informacje o sytuacji za drutami, przekazywali dokumenty czy odpowiednie kontakty. Pomoc ta nie mogła jednak zaspokoić wszystkich potrzeb. Akowiec Zygmunt Jarosz, zatrudniony w Ha­sagu skarżyskim, pomagał Chaimowi Śliskiemu. Zorganizował również system wzajemnej pomocy w brygadzie roboczej złożo­nej z Żydów, którą kierował. W tym samym obozie w działalność konspiracyjną kilku Żydów, z Menachem Horowiczem na czele, zaangażował się Polak nazwiskiem Nowicki.

UCIECZKI

Często Polacy pomagali Żydom w ucieczce z obozów. Rza­dziej udzielano długotrwałego schronienia, które – jak wiadomo – wymagało dużo większego ryzyka i poświęcenia. Z obozu przy Radomskiej Fabryce Broni w 1943 r. zbiegła Tosia Goldberg. Nie­ocenione zasługi w ucieczce miała jej znajoma Polka, Stanisława Skoczylas. Dostarczyła cywilne ubranie, przepustkę, towarzyszy­ła podczas niemieckich kontroli. Na rozkaz AK czterech Żydów z obozu w Pionkach wyprowadził Józef Mika. Wśród najbardziej znanych historii dotyczących długotrwałego ratowania wspo­mnieć trzeba działalność Tadeusza Pastuszki ze wsi Chmielów pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Pastuszka wraz z członkami własnej rodziny w latach 1943–1944 przechowywał szesnaścioro Żydów, dla których wybudował schron. Inicjatorem ucieczki z obozu w Ostrowcu był Moszek Brukirer, który sukcesywnie „wyciągał” znajomych Żydów i przyprowadzał ich do Pastuszki. Wszystkim udało się szczęśliwie doczekać końca okupacji.

dr Tomasz DOMAŃSKI, IPN Kielce

do góry