.
 

 

– tak poeta Lothar Herbst opisywał 13 grudnia 1981 roku, dzień, w którym uzbrojeni w maszynową broń milicjanci rozbijający łomami drzwi mieszkań
i tłukący pałkami powielacze w siedzibach „Solidarności” kończyli trwający
od sierpnia 1980 roku czas nadziei i złudzeń, iż komunistyczny system zezwoli na funkcjonowanie ruchu coraz bardziej ograniczającego jego monopol oraz poszerzającego obszar wolności. Komunistom nie udało się środkami politycznymi wmontować „Solidarności” w system i podporządkować, postanowili zatem zdławić ją siłą wprowadzając stan wojenny. Jego bezprawie dotknęło miliony Polaków, również tych niezaangażowanych politycznie, zwykłych ludzi. Nikt nie policzył ich dramatów, rodzinnych tragedii, pokrzyżowanych planów, złamanych nadziei
i zmarnowanej przyszłości. Wobec ponad setki śmiertelnych ofiar aparatu przemocy z lat 1981-1989 – m.in. górników kopalni „Wujek”, Bogdana Włosika, Ryszarda Smagura, Grzegorza Przemyka, Janiny Drabowskiej, ks. Jerzego Popiełuszki, Zbigniewa Szkarłata, 10 tysięcy internowanych i ponad 10 tysięcy aresztowanych, 800 tysięcy zmuszonych do emigracji, tysięcy wyrzuconych
z pracy, bitych, poniżanych – wydają się one drobiazgami, ale wszystkie dopisują się do rachunku zbrodni i krzywd doznanych przez społeczeństwo
po 13 grudnia 1981 roku. Jaruzelski zamordował społeczną aktywność w tak ogromnej skali wyzwoloną przez powstanie „Solidarności”. Tej aktywności wyrażającej się w spontanicznym podejmowaniu działań na rzecz dobra wspólnego, tego szczególnego ducha, nie udało się wskrzesić do dzisiaj. W ich miejsce zapanowały postawy nihilizmu i cynizmu. Dla Polski był to czas stracony.


 
Fala strajków jaka przetoczyła się przez kraj latem 1980 roku, z której narodziła się „Solidarność” zmieniła Polskę nieodwracalnie. Doświadczenie wolności i wiara, iż działając razem można wiele zmienić zderzyły się
z komunistyczną rzeczywistością i całkowicie ją obnażyły. Skupiająca prawie
10 milionów członków NSZZ „Solidarność”,a wokół niej organizacje rolników, studentów, stowarzyszenia twórcze, artystyczne, naukowe, akademickie, wybierające w sposób demokratyczny swych przedstawicieli obnażały całkowicie fasadowość i fikcję komunistycznej ideologii. Pozostawała zatem jedynie przemoc. Pokusa jej użycia dla zdławienia wolnościowych aspiracji
społeczeństwa towarzyszyła komunistom od samego początku narodzin „Solidarności”. Już wtedy przygotowano pierwsze plany jej siłowej pacyfikacji. Determinacja i skala robotniczych protestów latem 1980 roku uniemożliwiła
jej przeprowadzenie. Przez następne 16 miesięcy – za zasłoną porozumienia
i rozmów ze społeczeństwem (pierwsza lista osób przeznaczonych do internowania w Krakowie nosi datę 13 października 1980 roku i otwiera ją Ryszard Majdzik)
– komuniści przygotowywali się do uderzenia, które nastąpiło 13 grudnia 1981 roku.
Kilkanaście dni wcześniej, Jaruzelski przyznawał: „Jest to potworna, makabryczna kompromitacja dla partii [komunistycznej], że po 36 latach sprawowania władzy trzeba jej bronić siłą.” Z kolei nadzorujący SB szef
Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czesław Kiszczak zalecał: „Używać straszaka interwencji [sowieckiej], koncentracji wojsk na granicy, że już mogą wejść wojska nie tylko radzieckie, ale czeskie, niemieckie i tu nie ma wyjścia... każda metoda dopuszczalna – straszyć, mówić o tym, że przywódcy „Solidarności” mówią o wieszaniu”. Jeden z sekretarzy KC PZPR wzywał: „Należy znaleźć
magazyny broni „Solidarności”, sfotografować je i pokazać opinii publicznej”.
10 grudnia 1981 roku Jaruzelski pytał czy może liczyć na sowiecką pomoc
w razie niepowodzenia akcji. „Nawet jeśli Polska dostanie się pod władzę „Solidarności” to będzie to tylko tyle. [...] Jeżeli zaś przeciw ZSRR
zwrócą się kraje kapitalistyczne, które już zawarły między sobą w tej sprawie porozumienie [...] będzie to dla nas bardzo niebezpieczne. Musimy troszczyć
się o nasz kraj...” – mówił szef KGB Jurij Andropow. Możliwość interwencji sowieckiej wykluczył również dowódca Układu Warszawskiego Wiktor Kulikow. Moskwa zrezygnowała z interwencji powierzając zdławienie „Solidarności”
polskim komunistom na czele z Jaruzelskim.


12 grudnia 1981 roku o godz. 17.25 z Warszawy do krakowskiej komendy MO przy ul. Mogilskiej dotarł rozkaz „o rozpoczęciu akcji-operacji zsynchronizowanych” czyli wprowadzenia stanu wojennego. Pół godziny po jego otrzymaniu w komendzie pracowano już pełną parą. W jednostkach ZOMO ogłoszono stan pełnej gotowości, sformowano grupy do zajęcia siedziby Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” Małopolska, Komisji Robotniczej Hutników (KRH) NSZZ „Solidarność” Huty im. Lenina. Uruchomiono zespoły mające dokonać internowań, którym o godz. 20.45 wydano łomy. Przez cały wieczór nieustannie trwały odprawy wszystkich
jednostek SB i MO, sprawdzano zapasy paliwa, żywności, broni, zabezpieczenie komend. Akcję „Jodła”,czyli rozpoczęcie internowań działaczy „Solidarności”
i innych niezależnych organizacji, rozpoczęto o 23.30 jednocześnie z akcją „Azalia” – blokady połączeń telekomunikacyjnych. Dwie godziny później Zarząd Regionu i siedziba KRH zostały zajęte przez milicję i bezpiekę.
O godz. 01.27 Adam Trzybiński – komendant wojewódzki MO, meldował
kierownictwu MSW: „Kraków wyciszony. Wojsko jest”. Trzy minuty później
dotarła do niego informacja, że lokatorzy zatarasowali korytarz do mieszkania Mieczysław Gila – przywódcy małopolskiej „Solidarności”. Natychmiast wysłano pluton ZOMO, a gdy Gil wyszedł na dach – dalsze posiłki – milicyjnych taterników i strażaków.
W tym czasie komendant MO odebrał informację, że „funkcjonariusze Nawrocki
i Żak złożyli broń i udali się do domów”, o czym natychmiast powiadomił
wydział kadr.
O 3.00 w nocy przed kombinatem zebrali się pierwsi ludzie nawołujący do strajku, gdyż dowiedzieli się o aresztowaniach działaczy „Solidarności”. Godzinę później obudzono krakowskich działaczy PZPR, których powiadomiono
o wprowadzeniu stanu wojennego. Jednocześnie o godz. 4.00 rozpoczął się
kolejny etap operacji: skoszarowania oddziałów ZOMO, powołania rezerwistów, zabezpieczenia rodzin funkcjonariuszy, obiektów gospodarki żywnościowej, kolejowych. Wprowadzono kontrolę urządzeń poligraficznych, wzmocniono
ochronę konsulatów (sowiecki znajdował się pod szczególną obserwacją już
od wieczora 12 grudnia), wstrzymano wyjazdy za granicę, ograniczono swobodę poruszania się korespondentów i przedstawicieli firm zagranicznych, zorganizowano cenzurę wojewódzką, rozpoczęto wycofywanie broni palnej
(m.in. myśliwi) oraz urządzeń nadawczo-odbiorczych, wyłączono rozmowy zagraniczne. Po godzinie piątej nadeszły z Olsztyna i Ostródy meldunki,
że zatrzymano krakowskich działaczy NSZZ „Solidarność” wracających
z posiedzenia Komisji Krajowej w Gdańsku.
W tym czasie krakowski ośrodek telewizji był już pod pełną kontrolą wojska,
a I sekretarz KW PZPR w Krakowie otrzymał polecenie ostrzeżenia konsulów Francji i USA „o nie poruszaniu się, gdyż może im grozić niebezpieczeństwo”.
O 6.00 rano wszyscy funkcjonariusze wysłuchali przemówienia Jaruzelskiego.

Po porannej odprawie wojewódzki komendant MO wyznaczył 7000 zł nagrody dla funkcjonariusza, który zatrzyma Mieczysława Gila. Wcześniej zażądał od szefa
SB wyjaśnień dlaczego pozwolono mu uciec. Referowano sytuację w HiL i MPK, gdzie rozpoczęły się strajki i na ulice nie wyjechały tramwaje. Szacowano,
iż pracy nie podjęło 11 tys. osób. Od agentury otrzymano informację
o nastrojach w Komitecie Strajkowym i wśród załogi huty. Podjęto decyzję
o jej blokadzie i niedopuszczaniu autobusów przywożących młodzież.
Na ulice wysłano patrole ZOMO i wojska, ogłoszono godzinę milicyjną. Podsumowano akcję nocnych internowań: ze 147 planowanych zatrzymano
83 osoby, 40 przebywały poza Krakowem. W tym czasie pod siedzibą Zarządu Regionu zebrała się grupa około stu osób, wśród których kolportowano ulotki.
O godz. 13.40  odebrano informację, że nazajutrz o godz. 9.00 na przejściu granicznym w Istebnej czechosłowacka milicja przekaże 4 armatki wodne: 2 dla Krakowa, po jednej dla Rzeszowa i Częstochowy. Do 15.00 przeprowadzono 40 rozmów ostrzegawczych (akcja „Klon”), 25 osób podpisało lojalki. Były jednak problemy z rozładowaniem na stacji Płaszowie 11 wagonów z 200 tonami mięsa, które w poniedziałek miało trafić do sklepów. O godzinie 16.00 zaufani „towarzysze Regucki i Guzowski” otrzymali polecenie wydania nazajutrz reżimowej, propagandowej gadzinówki nazwanej przez krakowian „Gadzim Echem”.
Na wieczornej, telefonicznej odprawie, wiceminister MSW, generał Bogusław Stachura polecił „Utrzymywać działaniami operacyjnymi i prewencyjnymi
atmosferę strachu jak występuje wśród społeczeństwa i tym samym paraliżować możliwość poczynań przeciwnika”, a także „gromadzić i wyselekcjonować takie dokumenty, które kompromitują „Solidarność” i wykazują, że dążyła do
przejęcia władzy”. Półtorej godziny później poinformowano, że Komitet
Strajkowy HiL przejął funkcję Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” i wezwał wszystkie zakłady do protestu.


Kończyła się niedziela – 13 grudnia 1981 roku – pierwszy z 586 dni stanu wojennego. Mimo, iż formalnie obowiązywał do lipca 1983 roku, to jego zakończenie nic nie zmieniło w klimacie politycznym i społecznym. Polska odcięta od Zachodu, spętana ideologicznymi absurdami, restrykcyjnym prawem dławiącym każdą wolną myśl i inicjatywę, pogrążała się w coraz większym kryzysie. Jedyną drogą ekipy Jaruzelskiego pozostawała przemoc. Faktycznie zakończył się on dopiero w 1989 roku, kiedy większość wyborców zmiotła za pomocą kartki wyborczej ekipę stanu wojnnego skreślając jej kandydatów
i listę krajową. Jednakże wbrew społecznemu werdyktowi, podała jej rękę
część solidarnościowych partnerów z niedawnych rozmów „okrągłego stołu”,
a Jaruzelskiego – twórcę stanu wojennego wybrała ostatnim prezydentem PRL-u. Tym samym u progu niepodległej Rzeczypospolitej odrzucono możliwość nie tylko osądzenia win stanu wojennego i zła jakie on przyniósł, ale nawet jego oceny.
Tę w znacznym stopniu pozostawiono twórcom grudniowego zamachu. Zbratanie części solidarnościowych elit z ekipą stanu wojennego zatruło na kilkanaście lat całe sfery życia publicznego w Polsce. Stopniowo następuje jednak proces odrzucania tej fatalnej spuścizny.

/Jarosław Szarek/




powrót do strony głównej